Tajemnice placu św. Józefa
Adolf Hitler Platz
Rozdział dziesiąty
Plac Św. Józefa na przestrzeni swych dziejów doświadczył zarówno jarzma zaborców i okupantów. Z formalnego punktu widzenia plac miał swój początek w roku 1818, pamiętać jednak trzeba, że już dużo wcześniej, teren, który później nim się stał, wiązał się nierozerwalnie ze znajdującym się w kolegiacie Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny cudownym obrazem św. Józefa. A czciciele św. Józefa Kaliskiego (i ci miejscowi i pielgrzymi), nim przekroczyli próg kolegiaty, musieli przez ten teren przejść. Wychodząc z tego założenia możemy uznać, że pierwszym zaborcą pod władzę którego trafił nasz tytułowy bohater były Prusy Południowe, czyli prowincja Królestwa Prus, która w latach 1793-1807 do której włączono m.in. tę część Wielkopolski, która obejmowała powiat kaliski. W 1807 miasto zostało włączone w granice Księstwa Warszawskiego związanego unią personalną z Królestwem Saksonii. Po Kongresie Wiedeńskim Kalisz stał się gubernią Imperium Rosyjskiego, a w sierpniu 1914 roku miasto zajęły wojska niemieckie. W listopadzie 1918 roku Polska po 123 latach politycznego niebytu wróciła na mapy Europy i aż do września 1939 roku cieszyła się niepodległością. Dlaczego o tym wszystkim mówię? Bo przez lata zaborów i I wojny światowej, mimo tego, że władze zmieniały z upodobaniem nazwy najważniejszych miejsc w Kaliszu, nadając im nazwy na cześć swoich władców (lub ich żon), nigdy nie ośmieliły się zmienić nazwy Placu Św. Józefa. Dla przykładu, dzisiejsza Aleja Wolności, czyli najbardziej reprezentacyjna ulica miasta, na przełomie XVIII i XIX stulecia otrzymała nazwę: Aleja Fryderyka Wilhelma. Niedługo później przemianowano ją na Aleję Luizy, czyli jego szanownej małżonki. Następnie w czasach napoleońskich patronką ulicy uczyniono Józefinę, połowicę Napoleona Bonaparte. Jak pisze Piotr Sobolewski w „Sekretach Kalisza”, ta dość rozrywkowa i mało pruderyjna dama została opiekunką głównej arterii miasta na ponad 100 lat i dopiero w wolnej Polsce została zastąpiona Aleksandrą Piłsudską. Gdyby naziści pozostali w kluczu nadawania współczesnej Alei Wolności imion i nazwisk piękniejszych połówek przywódców, powinni byli nazwać ja Eva Braun Strasse. Ale nic z tych rzeczy. O ile mi wiadomo ani Eva Braun, ani żadna inna małżonka czy towrzyszka najważniejszych postaci III Rzeszy nie miała na terenach okupowanych swej ulicy, ani nawet skweru. Naziści przemianowali Aleję Aleksandry Piłsudskiej na Hermann Göring Strasse. Rynek Główny nazwali Rathausplatz, ul. Mariańską Horst Wessel Strasse[1]., zaś ul. Piekarską Dietrich Eckart Strasse[2] A co nazwali najbardziej zaszczytnym imieniem Führera, którym można było nazywać tylko najważniejsze arterie bądź place zajętych miast? Ano, Plac Św. Józefa! Zauważmy, że ani Rynek Główny nie dostąpił tej wątpliwej chwały (gdy tymczasem w Ostrowie Wielkopolskim to właśnie rynek otrzymał imię wodza), ani przedwojenna, prestiżowa Aleja Piłsudskiej.
Naziści nieprzypadkowo wybrali dla swego krwiożerczego wodza Plac Św. Józefa. Po pierwsze, doskonale wiedzieli jak ważnym symbolem jest on dla Kalisza, mogę wręcz chyba zaryzować stwierdzenie, że miejscem świętym. Nazywając odtąd plac sw. Józefa, placem Adolfa Hitlera, obwieścili kaliszanom, że teraz to ich wódz rządzi tym miastem. Że on jest tu teraz panem ich życia i śmierci. I, że nawet św. Józef im nie pomoże. Taki miałbyć przekaz. Takie było uderzenie psychologiczne. Bo myliłby się ten, kto sądziłby, że ponad 80 lat trików psychologicznych nie testowano na podbitych społecznościach. Naziści bardzo wyraźnie komunikowali: zabieramu wam waszego Józefa, bo nawet to możemy zrobić! Uderzyli z ogromnym impetem w nadzieję, w wiarę. Przemianowanie Placu Św. Józefa na Adolf Hitler Platz było jedną z form łamania morale mieszkańców miasta. Naturalnie Plac Św. Józefa był również bardzo ważnym punktem na patriotycznej mapie miasta. Przecież to po tym placu chodził obrońca Jasnej Góry, ojciec Augustyn Kordecki, to tutaj formowały się oddziały powstańców listopadowych. Tutaj odbudowano zrównane z ziemią przez Niemców w 1914 roku budowle, tu obalono pomnik upamiętniający spotkanie dwóch cesarzy-zaborców uciskających naród polski, to tutaj rozebrano sobór, który za carów wzniesiono by przypominać Polakom o rosyjskiej dominacji. Tutaj pomagał ojcu w księgarni młodziutki Adam Asnyk, tędy chadzała Maria Konopnicka autorka porywającej roty. Tu pielgrzymował Stanisław Wojciechowski, drugi prezydent odrodzonej Polski i w dodatku kaliszanin. Naziści doskonale wiedzieli, że Plac Św. Józefa to najczulszy punkt Kalisza. Wiedzieli i bezwzględnie tą wiedzę wykorzystali.
Na zmianie nazwy placu się nie skończyło. Nie trzeba było długo czekać na to by okupanci zamknęli kościoły w mieście, adaptując je na magazyny, składy meblowe, czy tymczasowe zbiorowe lokale dla niemieckich przesiedleńców ze wschodu. Jeszcze w dniu wybuchu wojny kaliscy katolicy liczący ponad 40 tysięcy (na 85 tysięcy mieszkańców ogółem) mogli modlić się w ośmiu kościołach. Ale okupanci wkrótce zamknęli większość z nich, pozostawiając dla wiernych tylko dwa. Pierwszym z nich była, o dziwo, kolegiata ze słynącym łaskami obrazem Św. Rodziny. Jednak świątynia ta była Nur für Deutsche, zatem mogli modlić się w niej tylko niemieccy katolicy. Polakom udostępniono natomiast kościół pw. Św. Gotarda przy ul. Częstochowskiej. Wydaje się, że wybór tej właśnie świątyni, na tę otwartą dla Polaków, również nie był przypadkowy. Po pierwsze była wyraźnie oddalona od centrum, więc część wiernych musiała pokonać nawet kilka kilometrów by się do niej dostać, a po drugie jej patronem był... niemiecki święty. Oczywiście, nie miał on nic wspólnego z nazizmem, rasizmem, ani wojną Hitlera, bo święty to święty i tak naprawdę jego narodowość to kwestia drugorzędna. Nie mniej w warunkach okupacji i terroru jego niemieckość (a właściwie to bawarskość) mogła być wykorzystana jako złośliwość wobec Polaków. Umiejscowienie kościoła św. Gotarda i jego niemieckie pochodzenie nie są jednak w tej historii największym problemem. Na niedzielne Msze święte Polacy przybywali tak licznie, że nie mieścili się w świątyni, a naziści nie pozwalali na odprawianie Mszy przy otwartych drzwiach. Od czasu do czasu niemieccy żandarmi ustawiali się przed kościołem, czekając na wychodzących po nabożeństwie wiernych i urządzali swoiste łapanki. Wypatrywali w tłumie młodych, silnych, wyglądających zdrowo osób i zatrzymywali je w celu wysłania na roboty przymusowe w głąb Rzeszy. Niektórym młodym udawało ukryć się w świątyni i przeczekać obławę, inni wydostawali się czasami bocznymi drzwiami przez zakrystię. Co warte podkreślenia, powyższe represje nie odstraszyły miejscowych Polaków od przychodzenia na Msze. Do końca wojny gromadzili tłumnie się u św. Gotarda. Do dziś zachowało się zdjęcie z czasów okupacji, na przedstawiające gęstą rzeszę wiernych na zaśnieżonej ul. Częstochowskiej wychodzących z niedzielnej Mszy świętej.
A skoro już o zdjęciach mowa...
W zbiorach Archiwum Państwowego w Kaliszu zachowały się zdjęcia przedstawiające manifestację z udziałem młodzieży i wojskowych, odbywającej się na Placu Św. Józefa. Jest ciepły, słoneczny dzień. Niestety, nie wiemy, który był to rok. Prócz dziewcząt z Jungmädelbund[3] oraz ustawionych w dwuszeregu chłopców z Deutches Jungvolk[4], widać na nim grupę żołnierzy, kilku esesmanów, paru żandarmów, grupę zwyczajnych obserwatorów i fotografa utrwalającego w kadrze tamto wydarzenie. Chłopcy z Jungvolk stoją blisko bocznej ściany kolegiaty, tej strony placu. Esesmani stoją tuż przed głównym wejściem do świątyni. Ze środkowego okna najwyższej kondygnacji dzisiejszego Domu Pielgrzyma zwisa niczym podłużny gobelin, flaga ze swastyką. Hitlerowskie podłużne flagi powiewają też na specjalnych masztach ustawionych wzdłuż świątyni muskając jej mury. Dwie dziewczynki stoją przed grupą żołnierzy. Jedna z nich ma długi warkocz. Być może wręczają im kwiaty? A może dziękują za przybycie na uroczystość? Żołnierze wyglądają dość beztrosko. Kolejne zdjęcia z tej serii zdradzają, że maszty z podłużnymi flagami nazistowskimi rozstawione były gęsto, nie tylko przy kolegiacie, ale także w po przeciwległej stronie placu. Osławiony balkon, z którego w 1835 roku najznamienitsi uczestnicy spotkania cesarzy słuchali koncertu wykonywanego przez orkiestrę złożoną z ponad dwóch tysięcy muzyków, przystrojony jest zielonymi girlandami, otaczającymi nazistowskiego orła. Nieco pod balkonem, między oknami parteru, widać wielkie ozdobne wieńce i girlandę zdobiocą wejście do byłego pałacu gubernatorskiego. Na chodniku stoją żołnierze i rodziny z dziećmi. Następna fotografia przedstawia dużą grupę chłopców z Hitlerjugend i znów dziewczęta z Jungmädelbund w białych bluzkach, ciemnych spódnicach. Chłopcy stoją mniej więcej tam, gdzie dziś pręży się pomnik Jana Pawła II. W kamienicy Sztarków za okupacji miał siedzibę niemiecki Landratsamt, czyli starostwo powiatowe. Fasada kamienicy także udekorowana jest flagami ze swastyką i dodatkowo, w centralnym miejscu, wielkim emblematem niemieckiego orła.W czasie II wojny światowej Adolf Hitler Platz był scenerią wielu różnych uroczystości państwowych i manifestacji. Niemcy niszczyli symbole świadczące o polskości miasta. Takim przykładem jest rozebranie pomnika ku czci poległych żołnierzy 29. Pułku Strzelców Kaniowskich, który został wzniesiony w 1936 roku.
Z wojennego Placu Św. Józefa zachowały się także inne, jeszcze bardziej wstrząsające zdjęcia. W ich wypadku możemy być pewni, że zostały wykonane 18 października 1939 roku, ponieważ tego dnia Niemcy dokonali publicznej egzekucji ks. Romana Pawłowskiego, proboszcza podkaliskiego Chocza i kanonika honorowego kolegiaty Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny w Kaliszu. Ksiądz Pawłowski został rozstrzelany za rzekome przechowywanie na plebani broni i amunicji. W rzeczywistości była to zemsta Niemców za to, że przed wojną w sporze z niemieckimi osadnikami o jedną ze szkół zdecydowanie poparł żądania miejscowej ludności polskiej przyczyniając się do utrzymania polskiego charakteru placówki. Na egzekucję spędzono kaliszan, by przekonali się jak kończą wrogowie Rzeszy i by to zapamiętali. Warto też wiedzieć, że w czasie przesłuchań duchowny został dotkliwie pobity. Na pełnych grozy fotografiach z egzekucji widzimy ks. Pawłowskiego z jasną opaską na oczach, prowadzonego przez niemieckich żołnierzu na miejsce kaźni. W tle doskonale widać bryłę kolegiaty. Zupełnie jak gdyby towarzyszyła mu w tej ostatniej drodze. A może nawet, jakby obecny w niej św. Józef, patron dobrej śmierci, obserwował to wszystko czekając by wziąć ks. Romana za rękę i z placu swego imienia wprowadzić go do domu Ojca? Trudno oprzeć się wrażeniu, że Niemcy lubowali się (przynajmniej przez jakiś czas) w fotografowaniu egzekucji publicznych. Zdjęć takich, jak rozstrzelanie ks. Pawłowskiego jest przecież wiele. Naziści sfotografowali także martwe ciało duchownego, zaraz po tym jak padł przeszyty strzałami. Jednak ks. Romanowi Pawłowskiemu warto przyjrzeć się z jeszcze jednego powodu. Bo to ksiądz, który udzielał przyszłej wielkiej polskiej świętej I Komunii Świętej i który pomógł jej rozpoznać powołanie zakonne. Ta święta to siostra Faustyna Kowalska.
We wspomnieniach rodzonej siostry św. Faustyny – Natalii Grzelak – ks. Roman Pawłowski jawił się zawsze jako przyjaciel młodziutkiej przyszłej świętej. Ks. Roman przyszedł na świat w Warszawie w 1878 roku. W 1913 roku został proboszczem w Świnicach Warckich. Do parafii w Świnicach należała już wtedy m.in. wioska Głogowiec, gdzie mieszkała rodzina Kowalskich i ośmioletnia wówczas Helenka. Ks. Pawłowski przygotowywał Helenkę do I Komunii Świętej i przygotowania te musiały być naprawdę solidne. Dlaczego? Ewa Czaczkowska w biografii św. Faustyny przedstawia następującą historię. „Kiedy po przyjęciu I Komunii Świętej sąsiadka Berezińska z Głogowca zapytała Helenkę, dlaczego wraca z kościoła sama, a nie z innymi dziewczynkami, odpowiedziała: Ja idę z Panem Jezusem. Marianna Kowalska: (matka Faustyny – przyp. autorki) Pamiętam, kiedy wracała po Komunii Świętej do domu, to pytała swoją koleżankę: „Słuchaj, czy ty jesteś dziś szczęśliwa, bo ja coś takiego wyczuwam w sercu, bo mam Boga w duszy”. Marianna Kowalska wspominała również, że po I Komunii Świętej Helenka naprawdę była bardzo szczęśliwa, że córka ucałowała wtedy jej ręce, chociaż inne dzieci tego nie robiły. Według niej od tamtej chwili Helenka całkiem się zmieniła, „stała się skryta”. Natalia Grzelak wspominała również jak cztery lata starsza od niej Helenka wyjaśniała jej co się dzieje w czasie Mszy Świętej. Lekcję tę, którą przyszła Święta mogła nieco wcześniej otrzymać właśnie od ks. Pawłowskiego, Natalia zapamiętała na całe życie. „Uważaj, co ksiądz robi – mówiła Natalii Helena. - Kiedy wchodzi, Chrystus idzie na modlitwę do Ogrójca i krwawym potem się poci – tak mnie uczyła, żeby zapamiętać. – Gdy rozpoczyna Mszę Świętą, Pan Jezus modli się. Teraz kapłan całuje ołtarz: to Judasz pocałował Pana i wydał Go w ręce Żydów. Ksiądz przychodzi na koniec ołtarza – Jezusa Chrystusa prowadzą do Annasza. Kiedy mówi: Kyrie elejson, policzkują Go, plują na twarz, potem wiodą do Kajfasza, potem do Piłata. Kapłan myje palce, Piłat umywa ręce. Gdy odkrywa kielich na ołtarzu, rozbiera Go do biczowania; stoi, to Go biczują. Nakrywa kielich, nakładają Mu koronę cierniową. Kiedy podnosi Hostię – Chrystus podnoszony jest na krzyżu. Łamie Hostię i wpuszcza do kielicha – Jezus umiera...”
„W siódmym roku życia usłyszałam pierwszy raz głos Boży w duszy, czyli zaproszenie do życia doskonalszego, ale nie zawsze byłam posłuszna głosowi łaski – zapisała siostra Faustyna w swoim Dzienniczku. – Nie spotkałam się z nikim, kto by mi te rzeczy wyjaśnił”.
Helenka jako dziecko nie wiedziała w jaki sposób mogłaby na to zaproszenie odpowiedzieć. „Od małego mówiła, że z nami nie zostanie – relacjonowała Natalia - że pójdzie do pielgrzymów. O tych pielgrzymach czytał kiedyś ojciec i to jej tak zapadło w serce. Kto tam wtedy na wsi wiedział, że są różne zakony, do których idą takie dziewczyny jak nasza Helenka?” Któregoś dnia Helenka opowiedziała o swoich marzeniach o „pielgrzymowaniu” ks. Pawłowskiemu w konfesjonale. „Jak to usłyszał od niej ksiądz na spowiedzi, to się zdziwił: „Dziecko, ty nie możesz być pielgrzymem, najwyżej mogłabyś pójść do zakonu” – wspominała Natalia. - No to ona już nie dawała odporu, tylko do zakonu i do zakonu. Przyjechał ksiądz do ojca i mówi: „Słuchaj, Kowalski, jak córka ma takie powołanie, pomóż jej” – bo ksiądz tak wtedy mówił każdemu „ty”. Na to ojciec: „Ja mam tylko dwie krowy, konia mi zabrali we wojnę i w krowy robię”. „Krowę sprzedaj, a pomóż” – powiedział ksiądz. Bo musiała mieć 400 zł w posagu. Jak Helenka usłyszała, to woła: „Tatusiu, ja pójdę na służbę, zarobię”. A ojciec: „Niech ta, idź”. I ona tylko do góry skakała.
Zachowały się także relacje o tym, jak nastoletnia Helena zbierała od ludzi datki na biednych i zgromadzone w ten sposób pieniądze zanosiła proboszczowi Pawłowskiemu, by przekazał je potrzebującym. Urządzała też loteryjki, do których sama przygotowywała fanty – zabawki z papieru i gałganków – i pieniądze za losy oddawała ks. Romanowi. Dla ubogich – rzecz jasna. Faustyna odeszła do Pana 5 października 1938 roku. Ks. Pawłowski zginał męczeńsko 18 października 1939 roku. Niemal dokładnie rok później. Bardzo prawdopodobne, że św. Józef wspólnie z siostrą Faustyną zabrali duszę ks. Romana Pawłowskiego z zakrwawionego bruku wojennego Adolf Hitler Platz i zanieśli do nieba. To nawet bardzo prawdopodobne.
Gdy tylko Niemcy uciekli w popłochu przed Armią Czerwoną (bój o Kalisz zakończył się 23 stycznia 1945 roku), Plac Św. Józefa przestał być placem Adolfa Hitlera. I choć Polskę, więc de facto również Kalisz, czekały cztery dekady wrogich Kościołowi rządów komunistycznych, komuniści nie ośmieli się zmienić nazwy placu na... choćby plac Józefa Stalina. Tym bardziej, że wiosną każdego kolejnego roku, przed obraz św. Józefa przybywali tłumnie cudownie przez Niego ocaleni księża dachauowczycy. Niektórzy żartowali, że władze miasta nie zmieniły nazwy placu dlatego, że św. Józef jest patronem Rosji i po prostu nie chcieli narazić się... Moskwie. Dziś w miejscu męczeńskiej śmierci ks. Romana Pawłowskiego widnieje tablica z następującym tekstem: Na tym miejscu w dniu 18-go października 1939 r. został rozstrzelany przez hitlerowców kapłan katolicki ś.p. ks. kanonik Roman Pawłowski, proboszcz parafii w Choczu koło Kalisza. Aby posiew Jego krwi wydał stokrotny plon wiary i miłości Ojczyzny w idących przez Polskę pokoleniach.
[2] Dietrich Eckart (188-1923) niemiecki dziennikarz, pisarz i polityk, jeden z głównych przywódców NSDAP w jej wczesnym okresie, uczestnik puczu monachijskiego, członek Towarzystwa Thule
[3] Nazistowska organizacja dla dziewcząt w wieku od 10 do 14 lat.
[4] Nazistowska organizacja dla chłopców w wieku od 10 do 14 lat.