9 marca 2023 r.
Sceny z życia św. Józefa:
zdumiewający happyend
Św. Józef nie umiał zaradzić swemu smutkowi – opisuje jedną ze swych mistycznych wizji Sługa Boża Maria z Agredy. - Czuł, że opuszczają go siły, słabł i chudł coraz bardziej, a ciężkie zmartwienie odbijało się na jego twarzy. Cierpiał samotnie, nie zwierzając się nikomu i nie starając się ulżyć ciężarowi serca, tak jak to zwykli czynić inni ludzie; wskutek tego cierpienie jego powiększało się i stawało się coraz bardziej dotkliwe.
Okazuje się, że nie tylko bł. Anna Katarzyna Emmerich otrzymała dar „podglądania” życia św. Józefa. Oprócz niej, łaski tej doświadczyła również Sługa Boża Maria z Agredy. Dziś przyjrzymy się św. Józefowi, który… ma złamane serce. Bo tylko w ten sposób można interpretować opowieść, którą roztacza przed nami Maria z Agredy relacjonując jak czuł się św. Józef gdy dowiedział się o ciąży Maryi. Zapraszam na niezwykle poruszającą, rozczulającą i kojącą lekturę.
Mijał piąty miesiąc od chwili, w której Królowa niebios poczęła Syna Bożego, gdy najczystszy Jej oblubieniec Józef spostrzegł jej stan i począł się nad tym zastanawiać; powoli doszedł w tym względzie do zupełnej pewności. Rozum jego nie mógł zaprzeczać oczom. Wtedy boleść niewysłowiona zraniła serce tego męża Bożego i przeniknęła go na wskroś; nie mógł znaleźć nic takiego, co można by przeciwstawić gwałtowności powodów, które sprawiały mu tyle boleści i nieustannie wciskały się mu do serca. Pierwszym z tych powodów była najczystsza, nader czuła i prawdziwa miłość, z jaką kochał swoją wierną oblubienicę. Od samego początku ofiarował Jej całkowicie swoje serce. Pełne miłości życie z Nią i niezrównana świętość Królowej niebios wzmacniały tylko ten węzeł i skłaniały jego serce do poświęcenia się Jej służbie. Ponieważ Maryja była tak doskonała w skromności i pokorze, św. Józef odczuwał — obok pełnej czci troskliwości w służeniu Jej — także i to naturalne życzenie, aby oblubienica odpłacała mu wzajemną miłością. Tym większa była teraz jego boleść. Najdotkliwszą jednak przyczyną bólu tego świętego oblubieńca była obawa, że jeżeli Maryi będzie można udowodnić dopuszczenie się grzechu, to według przepisu prawa będzie musiał Ją oddać na ukamienowanie. Wszystkie te rozważania jak ostre żelazo raniły serce świętego Józefa, który nie umiał znaleźć innego uspokojenia jak tylko niewzruszone przekonanie o niewinności swej oblubienicy. Ponieważ jednak wszystkie oznaki przemawiały za prawdziwością jego spostrzeżeń i nie umiał znaleźć żadnego ich wytłumaczenia, więc nie śmiał powierzyć komukolwiek swego bolesnego zmartwienia i cierpiał śmiertelnie. Pragnąc znaleźć ulgę św. Józef zwrócił się do tronu Bożego w następującej modlitwie: „Najwyższy, odwieczny Panie i Boże, znasz moje pragnienia i westchnienia. Gwałtowne burze rozszalały się nade mną; przez moje zmysły wdarły się do mego serca i zraniły je. Spokojnie ofiarowałem to serce mej oblubienicy, którą wybrałeś. Uwierzyłem w Jej wielką świątobliwość, jednak to, co widzę, wywołuje u mnie niepokój i obawę, że zawiodła moje oczekiwania. Nikt, kto Ją znał, nie może powątpiewać o Jej obyczajności i cnocie, nie mogę jednak zaprzeczyć, że jest matką. Byłoby zuchwałością z mej strony, gdybym wobec Jej czystości i świętości miał Ją posądzić o to, że złamała wiarę i obraziła Ciebie; nie można jednak zaprzeczać temu, co widzą oczy. Gwałtowność mojego cierpienia może mnie przyprawić o śmierć, jeżeli w tej sprawie nie chodzi o jakąś nieznaną mi tajemnicę. Dlatego z boleścią rozdartego serca wołam do ciebie, Boże Abrahama, Izaaka i Jakuba. Przyjmij moje łzy, jako milą Ci ofiarę; jeżeli moje grzechy spowodowały Twój sprawiedliwy gniew, to przez Twoją dobroć i litość spojrzyj na moje katusze! Nie posądzam Maryi, że Cię obraziła; nie przychodzi mi jednak na myśl żadna tajemnica, której mógłbym być godny. Oświeć mój rozum i moje serce światłem Boskim, abym poznał i spełnił to, co jest Ci najmilsze". Długo modlił się ten święty, nie doznał jednak żadnej pociechy. Dusza jego wprawdzie zawsze zgadzała się z wolą Bożą, jednak słabe ciało do tego stopnia odczuwało cierpienie, że Józef nie umiał zaradzić swemu smutkowi. Czuł, że opuszczają go siły, słabł i chudł coraz bardziej, a ciężkie zmartwienie odbijało się na jego twarzy. Cierpiał samotnie, nie zwierzając się nikomu i nie starając się ulżyć ciężarowi serca, tak jak to zwykli czynić inni ludzie; wskutek tego cierpienie jego powiększało się i stawało się coraz bardziej dotkliwe. Nie mniejsza była boleść przeszywająca serce Najświętszej Maryi Panny; wspaniałomyślność Jej najszlachetniejszego serca była większa od wspaniałomyślności Józefa. Dlatego ukrywała własne cierpienie i okazywała tylko troskę, jaką sprawiało Jej cierpienie oblubieńca. Postanowiła służyć mu jeszcze gorliwiej i pielęgnować jego zdrowie. Ponieważ jednak zawsze czyniła wszystko z największą mądrością i doskonałością, dlatego nie wyjawiała tajemnicy, nie otrzymawszy takiego polecenia. Chociaż była to jedyna droga do uspokojenia Józefa, nie czyniła tego, aby zachować cześć i nieskazitelność wobec tajemnicy niebiańskiego Króla. Czyniła natomiast wszystko, co mogła, aby ulżyć cierpieniom Józefa; prosiła go, aby nie odmawiał sobie odpoczynku, albowiem należy dbać o zdrowie, by móc nadal pracować na chwałę Bożą. Święty Józef rozmyślał nad cnotą i rozsądkiem Najświętszej Panny, odczuwał świętą skuteczność Jej słów i Jej obecności. Dlatego zadawał sobie pytanie: ,,Czy jest możliwe, aby niewiasta tak cnotliwa, w której łaska Boża objawia się tak wyraźnie, miała mi sprawić tyle smutku? Jakże pogodzić Jej mądrość i świętość z tymi widocznymi objawami sprzeniewierzenia się Bogu i mnie, który Ją miłuję z całego serca? Jeżeli Ją oddalę, albo sam od Niej odejdę, to utracę całą moją pociechę, mój dom i mój spokój. Będąc daleko od Niej, jakie inne dobro znajdę, które by się mogło z Nią równać? Jaką znajdę pociechę, skoro mi tej zabraknie? Cóż mam czynić w mym położeniu? Mniejszym złem będzie, gdy porzucę ten dom i pójdę sobie". Najświętsza Panna, która wiedziała o wszystkim, co działo się w sercu Jej oblubieńca, bolała bardzo nad tym, że chce Ją opuścić. Uważała, że musi temu zapobiec i usilnie prosiła Pana o pomoc. Zwróciła się, zatem do swego Boskiego Syna i modliła się do Niego z wielką serdecznością: „Panie, i najwyższe Dobro mej duszy! Jeżeli zezwolisz, to chociaż jestem tylko prochem i popiołem wyjawię w Twej królewskiej obecności moje westchnienia, które powinny Ci być znane. Nie wolno mi, o mój Panie, zaniedbywać troskliwości o mego oblubieńca, którego mi dałeś. Widzę, jak bardzo jest zasmucony przez rozporządzenie Twej Opatrzności i byłoby dowodem braku serca, gdybym go w tym smutku miała pozostawić bez pociechy. Jeżeli znalazłam łaskę w Twoich oczach, odwieczny Panie i Boże, to przez miłość, która spowodowała żeś zstąpił do łona Twej służebnicy, aby odkupić ludzi, błagam Cię —pociesz Twego sługę Józefa i przygotuj go, aby się także przyczynił do spełnienia Twych wielkich dziel. Twoja służebnica nie może przecież obejść się bez oblubieńca, który ją otacza swą opieką i czuwa nad jej bezpieczeństwem. Nie dopuszczaj, Boże mój i Panie, aby miał spełnić swe postanowienie i opuścić mnie". Najwyższy odpowiedział na tę prośbę: „Moja Przyjaciółko, niebawem pocieszę mego sługę Józefa. Przez anioła wyjawię mu tajemnicę, której jeszcze nie zna; potem będziesz mogła otwarcie mówić z nim o wszystkim. Napełnię go duchem moim i uczynię zdolnym do wykonania tego wszystkiego, co będzie miał do spełnienia przy tej tajemnicy. Będzie Ci we wszystkim pomocny". Ta obietnica Pańska wzmocniła i pocieszyła Najświętszą Pannę. W głębokiej pokorze dziękowała Panu za to, że urządził wszystko z tak cudowną mądrością i przezornością; ta wielka Pani zrozumiała, jak wielkim błogosławieństwem dla Józefa był jego smutek, który przygotował jego duszę do tych wielkich spraw, jakie miały być mu powierzone. Święty Józef w tym czasie rozważał w duszy wszystkie wątpliwości i spędził dwa miesiące w ciężkim smutku i niepokoju. Załamany swym ciężkim położeniem rzekł do siebie: „Nie znajdę na moje cierpienie lepszego lekarstwa, niż odejście stąd. Przyznaję, że moja oblubienica jest doskonalą. Wszystko, co w Niej widzę, przemawia za Jej świętością; jest jednak matką i nie mogę zrozumieć tej tajemnicy. Dlatego odejdę i poddam się Opatrzności Boga, który mną kieruje". Postanowił odejść następnej nocy, przygotował szaty na podróż i włożył do małego węzełka. Odebrał też trochę pieniędzy, które winni mu byli ludzie za wykonane prace. Tak się przygotowawszy, zamierzał odejść o północy. Wszedł do swej izby, aby pomodlić się w intencji tego, co zamierzał uczynić. Modlił się, więc: „Najwyższy, odwieczny Boże naszych ojców Abrahama, Izaaka i Jakuba, jedyna i prawdziwa Opieko ubogich i dotkniętych smutkiem, znane Ci jest zmartwienie mego serca. Wiesz także, o Panie, że nie jestem winny tej mojej boleści. Wiesz również, jaki wstyd i niebezpieczeństwo grozi mi na skutek stanu mej oblubienicy. Dlatego postanowiłem wybrać mniejsze zło i odejść tam, gdzie mnie nikt nie zna. Oddając się Twej Opatrzności, pragnę swoje życie skończyć na pustyni. Mój odwieczny Panie i Boże, nie opuszczaj mnie; bowiem nie pragnę niczego więcej, jak tylko służyć ku Twej większej chwale!". Następnie Św. Józef padł na ziemię i złożył ślub, że w świątyni Jerozolimskiej złoży na ofiarę część niewielkiej kwoty pieniędzy, jaką przygotował na podróż, w intencji zachowania jego oblubienicy od prześladowania ludzi i od wszelkiego zła. Tak wielka była sprawiedliwość tego męża Bożego i tak wielka cześć, jaką miał dla Królowej niebios. Po tej modlitwie położył się, aby odpocząć, a potem o północy odejść bez wiedzy swej oblubienicy. Wzniosła Królowa niebios, której Najwyższy ukazał wszystko, co uczynił Józef, patrzyła na to spokojnie ufając Słowu Bożemu. Dowiedziawszy się o ślubie, który Józef uczynił w Jej intencji i widząc jego mizerny węzełek, uczuła dlań serdeczną litość i modliła się za niego. Dziękowała Panu Bogu i wielbiła Jego dzieła i Jego mądrość. Najwyższy dozwolił, że Najświętsza Maryja i Józef odczuli tak gorzką boleść duszy, aby — pominąwszy zasługi, jakie sobie przez takie męczeństwo wysłużyli — tym bardziej odczuli dobrodziejstwo cudownej pociechy Bożej. Chociaż Królowa niebios posiadała niewzruszoną wiarę i ufność, że Najwyższy w odpowiednim czasie zapobiegnie złu, to jednak postanowienie św. Józefa uświadomiło Jej wszystkie przykrości, na które byłaby narażona w naturalnym biegu rzeczy, gdyby została sama, bez opieki. Człowiek nie może przecież liczyć na to, że wszystko będzie miało dla niego cudowny i nadprzyrodzony przebieg.
Podczas gdy Józef spał przekonany, że obudzi się na czas i o północy wyjdzie z domu, Najświętsza Panna oczekiwała pomocy i błagała w pokornych modlitwach o ratunek. Wiedziała, że skoro smutek i cierpienie Jej oblubieńca sięgnęły zenitu, to zbliżył się czas zmiłowania i pociechy Bożej. Najwyższy posłał Archanioła Gabriela, aby podczas snu objawił św. Józefowi tajemnicę Macierzyństwa jego oblubienicy Maryi. Archanioł udał się do św. Józefa i przemówił do niego „we śnie", jak pisze o tym św. Mateusz. Oznajmił mu całą tajemnicę Wcielenia Syna Bożego i rzekł do niego: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki, albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów". Kiedy św. Józef obudził się, posiadał doskonałą znajomość objawionej mu tajemnicy; wiedział teraz, że jego oblubienica jest prawdziwą Matką Boską. Wahając się pomiędzy radością z tego niespodziewanego szczęścia a nowym cierpieniem, jakie odczuwał na skutek swojego zachowania, padł na ziemię i w pełnym pokory niepokoju, wypełniony równocześnie obawą i radością, czynił heroiczne akty pokory i wdzięczności. Podziękował Panu za to, że objawił mu tajemnicę i wyniósł go na oblubieńca Tej, którą wybrał sobie na Matkę; Józef nie czuł się godny być nawet Jej niewolnikiem. Poprzez to poznanie i akty cnót dusza św. Józefa nabrała jasności, spokoju i zdolności do przyjmowania nowych objawień Ducha Świętego. Zwątpienie i niepokój, jakie przeżył, nauczyły go głębokiej pokory, która była mu potrzebna dla wykonania najwznioślejszych wyroków Boskich. Wspomnienie tych wydarzeń posłużyło mu za naukę na całe życie. Odprawiwszy modlitwę, począł ten święty mąż czynić sobie wyrzuty i mówił sam do siebie: ,,O moja niebiańska Oblubienico, którą Pan wybrał sobie na mieszkanie, na Matkę, jakże ja, niegodny niewolnik, mogłem ośmielić się powątpiewać o Twojej wierności? Jakże ja, nędzny proch i popiół, mogłem przyjmować posługi Królowej nieba i ziemi, Pani wszystkich stworzeń? Dlaczego nie całowałem miejsca, którego dotykały Twoje stopy? Dlaczego nie starałem się jedynie o to, aby służyć Ci na kolanach? Jakże będę śmiał podnieść na Ciebie oczy, przebywać w Twoim towarzystwie, mówić z Tobą? Odwieczny Panie i Boże, dodaj mi łaski i siły, abym Ją prosił o przebaczenie; porusz Jej serce, aby się zmiłowała nade mną, swoim niewolnikiem, i nie wzgardziła mną, jak na to zasłużyłem". Święty Józef wyszedł ze swojej ubogiej alkowy zupełnie odmieniony, równie szczęśliwy po obudzeniu, jak zmartwiony był przed zaśnięciem. Ponieważ Królowa niebios przebywała jeszcze w cichej samotności, Józef nie chciał Jej przeszkadzać w słodkim rozmyślaniu. Z płaczem rozwiązał swój wędrowny węzełek i wśród łez przystąpił do czyszczenia podłogi, po której chodzić miały Jej święte stopy. Wykonał jeszcze kilka pomniejszych czynności, które zazwyczaj pozostawiał do spełnienia swej oblubienicy, dopóki nie znał Jej godności. Gdy nadszedł czas po temu, otworzył drzwi ubogiego mieszkania, w którym przebywała Matka niebiańskiego Króla, upadł do nóg Maryi i rzekł do Niej w największej pokorze i czci: ,,Moja Pani i oblubienico, prawdziwa Matko Odwiecznego Słowa, oto widzisz sługę Twego leżącego w Twych stóp. Proszę Cię, z miłości dla Boga, naszego Pana, którego nosisz w dziewiczym swym łonie, przebacz mi moją zuchwałość. Jestem pewien, że ani jedna myśl moja nie jest ukryta przed Twą mądrością i Twym niebiańskim oświeceniem. Wielka była moja zuchwałość, gdy chciałem Cię opuścić, nie mniejsza była moja niegrzeczność, że obchodziłem się z Tobą dotąd jak z moją poddaną, zamiast służyć Ci, jako Matce mego Pana i Boga. Przecież wiesz jednak, że uczyniłem to wszystko z nieświadomości, ponieważ nie znalem „tajemnicy niebiańskiego Króla" ani Twojej wysokiej godności, chociaż czciłem w Tobie inne dary Najwyższego. Nie zważaj, moja pani, na nieświadomość pokornego sługi, który żałuje tego, co uczynił, oddaje swoje serce i życie na Twoją służbę. Nie wstanę prędzej od stóp Twoich, dopóki nie usłyszę, że uzyskałem laskę i przebaczenie i że znowu obdarzyłaś mnie Twoim upodobaniem i błogosławieństwem". Maryja wysłuchała pokornych słów swego oblubieńca z mieszanymi uczuciami; z jednej strony cieszyła się serdecznie, że Józef znał już tajemnicę Wcielenia Syna Bożego i że wyznawał ją z taką wiarą i pokorą; z drugiej strony smuciła się wskutek postanowienia swego oblubieńca obchodzenia się z Nią z taką czcią i uniżonością. Pokorna ta Królowa sądziła, że na skutek tej przemiany utraci sposobność okazywania mu swego posłuszeństwa i upokarzania się przed swym oblubieńcem. Jak ten, kto straci drogocenny kamień albo kosztowny klejnot, tak smuciła się Najświętsza Panna, albowiem obawiała się, że św. Józef, uznając Ją teraz za Matkę swego Pana, nie będzie Jej chciał uważać za swoją poddaną. Dlatego poprosiła swego oblubieńca, aby wstał, a następnie sama upadła mu do nóg; wprawdzie św. Józef chciał Jej w tym przeszkodzić, ale nie zdołał, bowiem Maryja była niepokonana w pokorze. Następnie Najświętsza Panna rzekła do Józefa: „Mój oblubieńcze, to ja powinnam prosić cię o przebaczenie; daruj mi te wszystkie gorzkie cierpienia, które poniosłeś dla mnie; błagam cię u stóp twoich: zapomnij o tym zmartwieniu, albowiem Najwyższy łaskawie przyjął twoje cierpienia i twoje najserdeczniejsze życzenia". Pocieszywszy w ten sposób swego świętego oblubieńca Maryja prosiła go jeszcze, aby w przyszłości rozkazywał Jej tak jak dotąd; następnie podniosła się z ziemi, aby omówić z nim to wszystko, co było potrzebne. A ponieważ nie tylko wypełniona była Duchem Świętym, ale jako Matka nosiła w sobie Odwieczne Słowo, więc św. Józef czerpał z Jej słów cudowne oświecenie. Ponadto, dzięki Niej święty ten odbierał łaski niebiańskie; dlatego całkiem odnowiony na duszy i ogarnięty świętą gorliwością odezwał się w te słowa: „Błogosławiona jesteś, o Pani, pomiędzy wszystkimi niewiastami, szczęśliwa pomiędzy wszystkimi narodami i pokoleniami. Niech będzie uwielbiony wieczną chwalą Stwórca nieba i ziemi, ponieważ z wysokości swego królewskiego tronu spojrzał na Ciebie — wybrał Cię na swoje mieszkanie. Niech go wysławiają wszystkie ludy, albowiem na nikim nie pokazał swojej wielkości w takim stopniu, jak na Tobie, swojej pokornej służebnicy i ponieważ mnie, najmarniejszego ze śmiertelników, w dobroci swej wybrał na Twego sługę". Najświętsza Panna odpowiedziała na te słowa błogosławionego świętego hymnem Magnificat, a następnie rozpłomieniła się cała i przeniesiona została w stan bardzo wysokiego zachwycenia; otoczona promienistą kulą świetlną uniosła się ponad ziemią, cała przemieniona, jak gdyby obdarzona została darami chwały niebiańskie. Na widok tego niebiańskiego zjawiska św. Józef pogrążył się w podziwie i niewysłowionej radości; nigdy jeszcze nie widział swej błogosławionej oblubienicy w takiej chwale. Poznał w tej chwili tę wspaniałość jak najjaśniej i najdoskonalej, albowiem objawiona mu została zarazem nienaruszalna czystość Królowej, jak i tajemnica Jej godności. W świętym zachwyceniu widział najświętsze Człowieczeństwo Boskiego Dziecięcia i połączenie obu natur w osobie Słowa. W najgłębszej pokorze i czci oddał temu Dziecięciu hołd Boski, uznał w Nim swego prawdziwego Zbawiciela i ofiarował Mu siebie w heroicznych aktach miłości. Najwyższy spoglądał na św. Józefa z niewysłowioną dobrocią i łagodnością i nadał mu urząd i przydomek Opiekuna; aby tę wzniosłą nazwę nosił godnie, Pan obdarzył go pełnią mądrości i darów niebiańskich tak wielką, jaką pobożność chrześcijanina wyobrazić sobie może i powinna.