31 marca 2023 r.
Jak wyjść z tego labiryntu?
Św. Jan od Krzyża, choć nie ujrzał św. Józefa na własne oczy za życia, wiedział, że Święty ukazał się jego dwóm braciom właśnie ze względu na niego. A skoro była już mowa o Janie od Krzyża, nie może zabraknąć w niniejszym cyklu historii o tym jak św. Józef stanął na drodze podróżującej św. Teresie Wielkiej, mistrzyni Jana.
To był dzień św. Józefa – środa. I to nie byle jaka środa, a Środa Popielcowa, która w roku 1575 przypadała 16 lutego. Św. Teresa z Avila, wielka czcicielka św. Józefa podróżowała właśnie do Beas de Segura by założyć tam klasztor. W podróży towarzyszyła Teresie m.in. siostra Ana de Jesus, dzięki której dziś znamy tę niezwykłą historię, bo właśnie ona zadbała o jej utrwalenie dla przyszłych pokoleń.
W okolicy Sierra Morena – relacjonowała siostra Ana de Jesus – woźnice zgubili drogę, tak, że nie wiedzieli w którą stronę zmierzają. Nasza matka Teresa od Jezusa nakazała nam – towarzyszyłyśmy jej w osiem sióstr – modlić się do Boga i naszego ojca, św. Józef, o odnalezienie drogi. Woźnice powtarzali, że zgubiliśmy się i że nie mogą znaleźć wyjścia spośród tych niezwykle wysokich skał, wśród których podróżowaliśmy. Gdy tylko Święta przemówiła do nas, z bardzo głębokiego wąwozu zaczął krzyczeć jakiś mężczyzna, głodem starca, który wołał do nas:
- Zatrzymajcie się! Zatrzymajcie się! Zabłądziliście i wpadniecie w przepaść, jeśli nadal będziecie iść naprzód!
Zatrzymaliśmy się, słysząc te okrzyki, a kapłani i świeccy, którzy podróżowali z nami, zapytali:
- Ojcze, co mamy zrobić, żeby wyjść z tego ciasnego labiryntu?
On wyjaśnił, żeby skręcić w określonym kierunku, a nasze wozy w cudowny sposób zdołały tamtędy przejechać. Niektórzy chcieli pójść i podziękować temu mężczyźnie, który nas ostrzegł, ale zanim jeszcze wrócili matka powiedziała nam z wielką nabożnością i pośród łez:
- Nie wiem dlaczego pozwoliliśmy im tam pójść, to był mój ojciec, św. Józef, i na pewno go nie znajdą.
I tak się stało. Powrócili mówiąc, że nie znaleźli nawet śladu tego człowieka chociaż doszli aż na koniec wąwozu, z którego dobiegał głos.
Swoją drogą, kiedy Teresa miała 7 lat, pod wpływem zauroczenia żywotami świętych, wspólnie ze swym młodszym bratem Rodrigo postanowiła uciec do Afryki, aby ponieść śmierć męczeńską z rąk Maurów. Plan nie udał się dzięki jej wujowi, który spotkał przypadkowo dzieci w bramie miasta i odprowadził je do domu. Niewykluczone, że już wtedy św. Józef czuwał nad jej podróżami.
***
Na tym kończymy tegoroczny cykl MARZEC ZE ŚW. JÓZEFEM. Niech ta ostatnia tegoroczna historia nauczy nas, że św. Józef, jeśli tylko poprosimy go o pomoc, pomoże nam wyjść z każdego labiryntu w jakim się zagubimy w naszym życiu.