In English In Italiano Auf Deutsch
Bazylika otwarta codziennie od 6:00 do 19:00
Sekretariat Sanktuarium:
Kancelaria Parafialna:
Sklepik z pamiątkami:
Dom Pielgrzyma:
Restauracja św. Józefa:
62 7 575 822 / 8.00 - 13.00
789 087 043 / 10.00 - 12.00, 16.00 - 18.00
797 630 389 / 10.00 - 16.00
510 733 166 / 8.00 - 21.00
604 844 368 / 12.00 - 16.00
top
/ Home / Marzec ze św. Józefem

7 marca

5 kilometrów do Dachau

Aleksandra Polewska-Wianecka

Był rok 1943. Alvin Weinstein, świeżo upieczony, nowojorski lekarz odbywał praktykę w Queens General Hospital w miejscowości Jamaica na Long Island. Na jednym z nocnych dyżurów opiekował się mężczyzną u którego zdiagnozowano zapalenie opon mózgowych. Pacjent nosił niemieckie nazwisko, miał wysoką gorączkę i majaczył. Rzucał się na łóżku, wciąż przeraźliwie krzyczał, wołał do kogoś po niemiecku. Gdy atak minął, Alvin zapytał chorego czy pamięta co się z nim działo tamtej nocy i czy wie, że krzyczał po niemiecku.

KL Dachau

Krzyczałem po niemiecku bo jestem Niemcem – odparł mężczyzna. – W Stanach mieszkam dopiero od pięciu lat. W 1933 roku przeciwstawiłem się otwarcie Hitlerowi, w skutek czego zostałem aresztowany i osadzony w obozie dla więźniów politycznych. Ten obóz leży na terenie Bawarii, w Dachau. To prawdziwe piekło na ziemi, nie wyobraża pan sobie, doktorze, co tam się dzieje. Po tych słowach Niemiec zaczął opisywać potworne warunki życia więźniów, głód, ciężką pracę, choroby nękające osadzonych, kary jakim byli poddawani, tortury. Weinstein słuchał, ale nie dowierzał. Zastanawiał się, czy pacjent przypadkiem nie stracił w wyniku choroby poczucia rzeczywistości. W 1938 roku – kontynuował Niemiec – razem z dwoma innymi więźniami przekupiliśmy strażnika i uciekliśmy. Nie wracaliśmy do domów, nie chcieliśmy zostawać w Niemczech dłużej niż to konieczne. Parliśmy prosto do granicy z Holandią. W porcie w Rotterdamie wsiedliśmy na pokład statku płynącego do Nowego Jorku. Płynęło z nami wielu niemieckich Żydów uciekających przed represjami. O prześladowaniach Żydów w III Rzeszy Alvin wiedział sporo. O ich ucieczkach z Europy również. Zresztą jak miałby niewiedzieć pochodząc z żydowskiej rodziny? O Hitlerze od początku miał złe zdanie i nie mógł pojąć jak świat mógł spokojnie patrzeć naaneksję Austrii, zajęcie Czechosłowacji i skandaliczną napaść na Polskę. Ale żeby takie rzeczy niemieccy naziści zgotowali swoim rodakom, o jakim usłyszał od swojego pacjenta? Tylko dlatego, że mieli inne poglądy polityczne? Nie, to nie było możliwe. Niemcy wykazywali od wieków hegemoniczne zapędy, ale to jednak wysoce cywilizowany naród – mówił sam do siebie Alvin Weinstein wracając do domu. – Mózg mojego Niemca najwyraźniej nie doszedł jeszcze do siebie. Alvin nie zapamiętał nazwiska pacjenta, który opowiedział mu o obozie w Dachau. Nazwę „Dachau” jednak zapamiętał dobrze.

Alvin Weinstein

Nas księży-Polaków było w Dachau najwięcej

„Założony przez Hitlera obóz śmierci w Dachau był przeznaczony początkowo głównie dla komunistów niemieckich – wspomina ks. bp Franciszek Korszyński, były więzień tego obozu w książce Jasne promienie w Dachau. - Był on urządzony właśnie ich rękami. Wielu z nich okupiło to swym życiem. Inni albo z czasem zostali wywiezieni do innych obozów, albo też zostali na miejscu i najczęściej pełnili różne funkcje w obozie, gdy zamieszkali w nim nowi więźniowie. Tymi nowymi mieszkańcami obozu zostali głównie Polacy, szczególnie znienawidzeni przez reżim hitlerowski po upadku Polski w 1939 roku, kiedy to w naszym nieszczęśliwym kraju szalał terror osławionego gestapo. Obficie lała się wtedy krew w Polsce, przepełnione były wszystkie więzienia, pełne też były założone pospiesznie obozy, zwłaszcza w Oświęcimiu i w Majdanku pod Lublinem. Pragnąc pokonaną Polskę zamienić jak najprędzej w niemiecką prowincję, postanowił Hitler zniszczyć całą inteligencję polską świecką i duchowną, spodziewając się, że prosty lud łatwo wtedy stanie się pokornym jego sługą. (…) A przecież inteligencji w starym kulturalnym kraju, jakim jest Polska, były setki tysięcy. Stądteż założone przez hitlerowców obozy w Polsce nie wystarczały; trzeba było nieszczęśliwych skazańców posyłać i do obozów i w Niemczech i w Austrii (…), zwłaszcza do Dachau, bo ten pierwszy w Niemczech obóz był rozległy, mógł więc pomieścić liczne tysiące więźniów. Pchano tam najprzód głównie świeckich Polaków. Niebawem zaczęto posyłać tam i księży. Pierwszym księdzem polskim w Dachau był ks. Stanisław Werenik, kapłan archidiecezji wileńskiej. Z czasem obóz ten stał się jakby obozem specjalnym dla duchowieństwa wszystkich wynań i krajów. Byli tam kapłani katoliccy i pastorowie protestanccy; byli księża Polacy, Czesi, Niemcy, Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Węgrzy i Włosi, byli kapłanidiecezjalni i zakonnicy, ojcowie i bracia zakonni. Nas księży-Polaków było tam najwięcej, bo około dwóch tysięcy.” Źródła historyczne potwierdzają słowa bp. Korszyńskiego w całej rozciągłości. W grudniu 1940 roku władze niemieckie podjęły decyzje o koncentracji wszystkich osób duchownych znajdujących się dotychczas w różnych obozach koncentracyjnych w KL Dachau pod Monachium. Wkrótce obóz ten stał się centrum więzienia ksieży. Według zachowanych statystyki z ogólnej liczby 2720 duchownych zarejestrowanych w dokumentach obozowych 95% stanowili księża Kościoła Katolickiego. Prócz nich w KL Dachau osadzono także duchownych ewangelickich, prawosławnych, starokatolików, mariawitów oraz dwóch mułłów muzułmańskich. W przypadku decyzji o aresztowaniach i więzieniu duchownych, zwłaszcza katolickich, naziści nie kierowali się wyłącznie tym powodem, że stan duchowny był tą częścią społeczeństwa, które zaliczano do inteligencji. Mimo tego, iż Hiter zapewniał początkowo, że nie będzie ingerował w sprawy wyznaniowe oraz prawa poszczególnych Kościołów, dość szybko okazało się, że były to tylko czcze słowa. Religie były bowiem przeszkodą we wdrażaniu ideologii narodowosocjalistycznej w życie społeczeństwa. „Hitler był w równym stopniu antysemicki i antykatolicki – wyjaśniał mi w jednym z wywiadów dr Michael Hesemann, autor książki Religia Hitlera. - Wiedząc, że wiara chrześcijańska ma korzenie w judaizmie, winił żydowską etykę współczucia za osłabienie plemion teutońskich. Jego ideałem było pogańskie barbarzyństwo. Hitler uważał, że nie wystraczy sama eliminacja żydowskich pasożytów – jak nazywał Żydów – ale należy również zlikwidować zakażone pierwiastki. Tylko takie oczyszczenie, jego zdaniem, mogło wyzwolić pierwotnego dzikiego i zaciekłego teutońskiego ducha. Poza tym doskonale zdawał sobie sprawę, że to właśnie Kościół Katolicki może realnie pokrzyżować mu urzeczywistnienie jego szaleńczych wizji. Bo tylko Kościół, od samego początku, jawnie mu się przeciwstawiał. Z tego również powodu, Hitler mawiał, że można być albo chrześcijaninem albo Niemcem, że jednym i drugim na raz się nie da.” Tak więc, eksterminacja duchownych była częścią o wiele szerszego planu całkowitego pozyskania społeczeństwa dla narodowego socjalizmu. Mało tego, Adolf Hitler planował po wygranej wojnie – jak wiemy nie zakładał, że ją przegra – przeprowadzić coś co moglibyśmy nazwać holocaustem Kościoła. „Wszystkie rozmowy Hitlera z jego najbliższymi i najbardziej zaufanymi współpracownikami były rejestrowane – kontynuuje wątek dr. Hesemann. - W 1941 roku wypowiedział on do nich następujące słowa: Chrześcijaństwo jest najbardziej szaloną rzeczą, jaką kiedykolwiek w swym obłędzie wydałludzki mózg i kpiną z wszystkiego co boskie. Chrześcijaństwo potrzebowało 1400 lat, aby przekształcić się w krańcowe bestialstwo. Idealnym rozwiązaniem byłoby doprowadzenie Kościołów do stanu wymarcia przez to, że stopniowo i bez użycia siły pozwoliłoby się im zniknąć samym przez się; w tym przypadku nie byłoby potrzeby stwarzania czegoś na ich miejsce. Największą szkodą dla narodu są nasi księża obu wyznań. I przyjdzie chwila, gdy się z nimi porachuję bez zbędnych ceregieli. W owym czasie nie będę się przejmował prawniczymi drobnostkami. Wtedy liczyły się będą jedynie względy użyteczności. Jestem przekonany, że za 10 lat wszystko będzie wyglądało inaczej. Albowiem nie unikniemy zasadniczego rozwiązania. Każde stulecie, które nadal obciąża się tą hańbą cywilizacji, nie będzie już mogło w przyszłości liczyć na zrozumienie.

Księża - więźniowie KL Dachau

Tak jak należało usunąć polowania na czarownice, tak i ta cała reszta musi być usunięta. Wojna się zakończy. Ostatnim wielkim zadaniemnaszych czasów będzie jeszcze wtenczas rozwiązanie problemu Kościoła. Dopiero wtedy naród niemiecki będzie całkowicie zabezpieczony. To cytat z nagrania. I myślę, że mówi on sam za siebie. Cytat ten pochodzi z nagrania, które uznawane za autentyczne przez każdego biografa Hitlera i każdego historyka zajmującego się jego osobą. Kilka dni po tym, jak Hitler wypowiedział przytoczoną kwestię, 6 czerwca 1941 roku, osobisty sekretarz fürhera Martin Bormann zanotował: Chrześcijaństwo i naród niemiecki stanowią dwie nieprzystawalne rzeczywistości, dwie przeciwstawne kulturowo tendencje. Jeśli Niemcy mają żyć, musi zniknąć Krzyż. Koniec obecności Kościoła w Rzeszy jest tylko kwestią czasu. Führer przekazał nam, że w naszych żyłach płynie świecka krew. Nie potrzebujemy religii ani Kościoła. Jesteście dla nas wszystkim, o wieczne Niemcy! Goebbels miał podobne zapiski w swoich pamiętnikach.”

Księża - więźniowie KL Dachau

Księża oddają się w opiekę św. Józefowi

Czy księża uwięzieni w KL Dachau zdawali sobie sprawę z obłąkańczych, dalekosiężnych zamierzeń nazistów? Mieli zapewne świadomość, że Hitler nie jest na pewno przyjacielem Kościoła, zwłaszcza po promulgowaniu przez papieża Piusa XI encykliki „Mit Brenender Sorge” w 1937 roku, w której to ogłosił, iż idei narodowego socjalizmu w żadnym wypadku nie da się pogodzić z  nauką Chrystusa. Uwięzieni księża wiedzieli też, że ich położenie jest bardzo niepewne, zdawali sobie sprawę, że w każdej chwili mogą zginąć. „Od 7 listopada 1939 roku, znajdując się stale w szponach wroga, bezustannie byliśmy wystawieni na niebezpieczeństwo gwałtownej śmierci – pisze bp. Korszyński w Jasnych promieniach w Dachau. – Ale zdarzały się wypadki, kiedy ta śmierć zagrażała nam w sposób szczególniejszy”. W tym miejscu biskup wymienia kilka przykładów takich sytuacji i pisze dalej, że w reakcji na nie, jego współwięzień ks. dr Henryk Brzuski, wicerektor włocławskiego Seminarium Duchownego, znany, jak podkreśla biskup, z trzeźwego ujmowania każdej sytuacji, powiedział do bp. Korszyńskiego: „Chciałbym jeszcze pożyć, a widzę, że wkrótce muszę umrzeć.” Wtedy to biskup uprzytomnił sobie dobitnie całą grozę swojego położenia, zdał sobie sprawę, że on również może – dosłownie w każdej chwili – umrzeć. Był to jeszcze ten okres, kiedy pozostawał on uwięziony w Polsce. - „Ale zaraz przyszła mi myśl, by specjalnie polecić się św. Józefowi, który szczególniejszą cześć odbiera u nas w Polsce, w Kaliszu, gdzie jest Jego obraz łaskami słynący. Poszedłem za tą myślą i całą ufnością losy swoje złożyłem w ręce św. Józefa, odtąd codziennie polecając się jego szczególnej opiece – relacjonuje bp. Korszyński w Jasnych promieniach z Dachau. – Podobnie czynili i inni więźniowie, kapłani i świeccy, nękani w więzieniach i obozach hitlerowskich. Tak postąpili nasi kapłani i alumni, cierpiący w obozie Sachsenhausen. (…) Takie zbiorowe uroczyste oddanie się księży polskich w opiekę św. Józefa nastąpiło dnia 8 grudnia 1940 roku, nanieszporach, w kaplicy obozowej w Sachsenhausen.

Kaplica obozowa w Dachau

Przyjęło ono nawet pewne formy organizacyjne, ażeby powzięte zobowiązania tym pewniej i łatwiej mogły być spełnione. (…) Tę akcję ślubowania usiłowano rozszerzyć i na dwa inne bloki księży polskich w obozie Sachsenhausen. Niestety, nie udało się to, gdyż 13 grudnia tegoż roku wszystkich polskich księży wywieziono do Dachau.” Więźniowie przyrzekli św. Józefowi, że po szczęśliwym powrocie do kraju zorganizują pielgrzymkę do obrazu św. Józefa w Kaliszu, będą szerzyć jego cześć i stworzą Dzieła Miłosierdzia. – „Ci księża, którzy w Sachsenhausen zdążyli złożyć to ślubowanie, żyli nim i w Dachau, często polecając się św. Józefowi odnawiali je prywatnie raz po raz. A nawet – wprawdzie w milczeniu, ale wspólnie – odnowili je dnia 19 marca 1941 roku, gdy w czasie porannego apelu padł zwykły rozkaz: Czapki zdejm! Oczywiście hitlerowcy o tym nie wiedzieli.” I tak zawierzanie się św. Józefowi trwało do roku 1945.

Rozkaz Himmlera

W połowie kwietnia 1945 roku, Heinrich Himmler, przewidując przybycie do Dachau wojsk amerykańskich, wysłał do komendanta obozu depeszę następującej treści: „Poddanie obozu nieprzyjacielowi jest nie do pomyślenia. Cały obóz należy natychmiast ewakuować. Żaden więzień nie może wpaść żywy w ręce nieprzyjaciela”. Krótko później Himmler potwierdził ten rozkaz w drugiej depeszy z instrukcją, że w razie konieczności komendant KL Dachau jest upoważniony do uśmiercenia wszystkich więźniów obozu bombami gazowymi. Do użycia bomb miało dojść 29 kwietnia 1945 roku o 21.00.

Ostatnia nowenna

„Nadeszły dla nas krytyczne chwile w kwietniu 1945 roku, kiedy to władze obozowe, chcąc zastosować się do polecenia Himmlera, iż żaden więzień nie może wpaść żywy w ręce nieprzyjaciela, na różny sposób usiłowały nas zniszczyć – pisze bp Korszyński w ww. już książce. - Pomimo, iż czyniły to w tajemnicy przed nami, rozmaicie maskując swe niecne zamiary, to jednak wiedzieliśmy o tym, zdawaliśmy sobie sprawę z grożącego nam niebezpieczeństwa, a jednocześnie rozumieliśmy dobrze, iż nikt z ludzi nie może przyjść nam ze skuteczną pomocą, że nikt od śmierci nas nie zachowa, chyba sam Bóg. (…) Wrócono wtedy do myśli oddania się w opiekę kaliskiemu św. Józefowi, by za jego przemożnym orędownictwem uzyskać od Boga cud wyzwolenia. (…) Codziennie wieczorem, przez 9 dni, zbieraliśmy się (…) i wspólnie modliliśmy do św. Józefa, prosząc nie o co innego, lecz o cud wyzwolenia. Wiedzieliśmy bowiem, że tylko cudem możemy być zachowani przy życiu i wyprowadzeni z obozu. Nowennę tę zakończono 22 kwietnia, w uroczystość Opieki św. Józefa, w niedzielę, i w tym też dniu, stosownie do powziętej uprzednio uchwały, dokonano uroczystego aktu oddania się kaliskiemu św. Józefowi. (…)

5 km nach Dachau

Wróćmy teraz do historii młodego, nowojorskiego lekarza Alvina Weinsteina, którą rozpoczęłam ten rozdział. Kiedy w Warszawie 1 sierpnia 1944 roku wybuchało powstanie, on, jako lekarz wojskowy w stopniu sierżanta, wraz z 42. Dywizją Piechoty znaną jako „Rainbow”, czyli „Tęcza” docierał do Marsylii. Ze Stanów. Szlak wojenny „Tęczy” był długi i ciężki, ale jej żołnierze znani byli ze swego entuzjazmu do wyzwalania Europy z rąk nazistów. W kwietniu 1945 roku „Tęcza” przekroczyła Ren i przesuwała się w kierunku Monachium. W ostatnich dniach kwietnia 1945 roku, nasz batalion maszerował na południe od niemieckiego miasta Furth - wspominał po latach dr Alvin Weinstein. - Nagle, przy szosie, którą szliśmy, zauważyłem drogowskaz z napisem: 5 km nach Dachau. Powiedziałem pułkownikowi Downard’owi, że słyszałem kiedyś, że w Dachau jest więzienie dla więźniów politycznych. Później moje słowa zostały potwierdzone przez lokalnych mieszkańców”. Pułkown*ik przekazał wieści o więzieniu w Dachau swemu przełożonemu generałowi majorowi Harremu J. Collins’owi, a ten bez zastanowienia wysłał do Dachau grupę zwiadowczą pod dowództwem swojego zastępcy, generała brygady Henninga Lindena, żeby przeprowadził rozpoznanie. W tym miejscu muszę do precyzować, że wszystko o czym mowa powyżej miało miejsce dokładnie 28 kwietnia 1945 roku, w sobotę. Tego samego dnia, komendant KL Dachau, postanowił zignorować rozkaz Himmlera dotyczący zagłady obozu, informując o tym obozową administrację. Zebrał wszystkich w swoim gabinecie i oznajmił, że obóz należy przekazać aliantom w stanie nienaruszonym za pośrednictwem przedstawiciela Czerwonego Krzyża. W zarządzie obozu powstał rozłam. Spora część obozowych esesmanów, przebrawszy się w cywilne ubrania lub nawet obozowe pasiaki, nocą z 28 na 29 kwietnia, opuściła samowolnie obóz rozpraszając się po okolicy. W KL Dachau pozostało 130 uzbrojonych osób gotowych rozkaz Himmlera wykonać. Czy spodziewali się, że nie zdążą?

Wyzwolenie Dachau

Nie dziękujcie nam, ale Bogu

A jak wyzwolenie obozu wspominali księża dachauczycy? Ks.biskup Franciszek Korszyński pisze o nim następująco w książce Jasne promienie w Dachau: W niedzielę, 29 kwietnia 1945 roku, w miarę jak strzały karabinowe stawały się częstsze i wyraźniejsze, budziło się w nas i potęgowało pewne podniecenie – z ogromnym napięciem oczekiwaliśmy aliantów. Aż oto, gdy słońce już dobrze nachyliło się ku zachodowi, o godzinie piątej czy nieco później po południu, dały się słyszeć gromkie wołania: Amerykanie! Amerykanie! (…) Na balkonie tzw. zurhausu ukazał się oficer amerykański i ręką dał znać, by uciszyła kipiąca wrzawą, przeszło trzydziestotysięczna masa więźniów. W jednej chwili stało się cicho jak w kościele. A wtedy oficer powiedział po niemiecku: Teraz jesteście wolni. Wzruszenie opanowało nas wszystkich. Każdy tę chwilę przeżył na swój sposób. A wszyscy zaczęliśmy wołać: Dziękujemy! Dziękujemy! Znowu powstała wielka wrzawa. Wówczas (…) oficer wyciągnął rękę, by nas uciszyć, a kiedy zapanowała cisza, powiedział donośnym głosem, również po niemiecku: Nie dziękujcie nam, ale Bogu. (…) Jak dowiedzieliśmy się później od Amerykanów, którzy przejęli tajne dokumenty kancelarii obozowej w Dachau, hitlerowcy nie mogąc wyprowadzić nas poza obóz, postanowili zniszczyć nas w blokach, w których mieszkaliśmy; bloki te mieli polać jakimś palnym płynem, a następnie podpalić, byśmy w ogniu i dymie ponieśli wszyscy śmierć. Miało się to odbyć dnia 29 kwietnia 1945 roku o godzinie 21.00. Tymczasem tegoż dnia o godzinie 17.30 dokonało się nasze wyzwolenie.”

Wyzwolenie Dachau

Gdyby…

Czy gdyby sierżant Weinstein, przechodząc 28 kwietnia 1945 roku obok drogowskazu z napisem 5 km nach Dachau, nie poinformował swego dowódcy o tym co słyszał o więzieniu w Dachau, wojska amerykańskie dotarłyby do niego? Pewnie tak, tyle, że niekoniecznie 29 kwietnia przed godz. 21.00, kiedy to obóz wraz ze wszystkimi więźniami miał zostać zgładzony. Gdyby Amerykanie dotarli do niego później, mogliby więc zastać jedynie zgliszcza i trupy, a my dziś nie tylko nie wiedzielibyśmy o Dachau tyle ile wiemy, ale prawdopodobnie sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, nie byłoby co roku nawiedzane przez pielgrzymki dachauczyków. Bo może nie byłoby cudownego wyzwolenia? Piszę, prawdopodobnie, bo jeśli Amerykanie przeszliby obok drogowskazu obojętnie, św. Józef najpewniej znalazłby inny sposób na uratowanie więźniów. Widać jednak, że zależało mu na tym, by „Tęcza” nie ominęła KL Dachau. To był prawdziwy majstersztyk św. Józefa.

Post scriptum

O cudownym wyzwoleniu KL Dachau za pośrednictwem św. Józefa pisałam już w książce „Cuda, które zmieniły świat”, jednakże wtedy nie znałam – nazwijmy to – praprzyczyny dotarcia żołnierzy amerykańskich do obozu. W licznych źródłach do jakich wówczas docierałam, spotykałam się wyłącznie z informacją, że Amerykanie trafili do Dachau przypadkowo i że była ich, cytuję, garstka. Nie miałam jednak pojęcia co konkretnie uruchomiło ten „przypadek”. Niektórzy sądzili, że to św. Józef, który czuwał nad polecającymi Mu się więźniami obozu i, że to on natchnął samego generała Pattona by ten posłał swych żołnierzy właśnie w te okolice. Sprawdziłam więc i ten wątek. Sprawdziłam nawet czy gen. Patton nie miał jakiegoś szczególnego nabożeństwa do św. Józefa albo czy przypadkiem nie urodził się 19 marca, w Jego uroczystość. Ale nic z tych rzeczy. Poprosiłam również mojego dalekiego kuzyna z Kaliforni, kuzyna zafascynowanego dziejami II wojny światowej, by sprawdził mi pod tym kątem amerykańskie publikacje. Jednak on też niczego nie znalazł, choć zadanie to bardzo go wciągnęło. I pewnego dnia, sprzątając regały z książkami, zerknęłam do głośnej, tuż powojennej pozycji „Sprawiedliwość w Dachau” Joshuy M. Greene’a, o której wcześniej zupełnie zapomniałam. Klucz do odpowiedzi o moją praprzyczynę, o ten pierwszy impuls do działania, znalazłam już na pierwszej stronie pierwszego rozdziału. Dosłownie. To tam poraz pierwszy przeczytałam o Alvinie Weinsteinie, a później odsłuchałam notacji z jego udziałem. A jeszcze później znalazłam jego żyjące dzieci. Po wojnie Alvin Weinstein kontynuował swoją medyczną karierę. Z czasem został pionierem w zakresie badań nad insulinoopornością.

(Fragment książki Aleksandry Polewskiej pt. „Palec Boży”. Dom Wydawniczy „Rafael”, Kraków 2021)