Kalendarz adwentowy
7 grudnia
Kolędy z historią w tle
Był rok 1890, gdy dwudziestoczteroletni Aleksander Brückner, przyszła legenda historii literatury polskiej, buszując w zbiorach Biblioteki Petersburskiej, natknął się na średniowieczny manuskrypt. Nie mógł wówczas wiedzieć, że ów rękopis uczyni z niego w przyszłości, odkrywcę najstarszego zachowanego tekstu polskiej kolędy.
Kolęda nosiła tytuł „Zdrow bądź, krolu anielski” i zapisana została w 1424 roku, w treści kazania ks. Jana Szczekny. Czy była jego dziełem, tego do końca nie wiemy. Uczeni sugerują, że mogła stanowić jedynie przekład czeskiego lub łacińskiego oryginału, a ks. Szczekna, skądinąd magister praski, a później cysters i spowiednik św. królowej Jadwigi, mógł być jedynie jej tłumaczem. Historia polskich kolęd cudownie przeplata się z dziejami naszego kraju, ale w niniejszym artykule zdołam to ledwie zasygnalizować.
Jak polonez koronacyjny stał się kolędą
Dokładnie 6 lutego 1633 roku, w katedrze wawelskiej, odbyła się koronacja króla Władysława IV Wazy. Uświetnił ją m.in. skomponowany specjalnie na tę okazję polonez koronacyjny. Jakiś czas później, nadworny kaznodzieja ojca nowego króla Polski, czyli Zygmunta III Wazy, ks. Piotr Skarga, napisał tekst religijnej pieśni bożonarodzeniowej, zaczynający się od słów: „W żłobie leży, któż pobieżny, kolędować małemu? Jezusowi Chrystusowi, dziś nam narodzonemu?” A słowa te dopasował do wspomnianego wcześniej poloneza koronacyjnego. Warto podkreślić, że wśród kolęd polskich mamy przynajmniej „polonezowe”.
Kolejne dwa polonezy i mazur
Ks. Wacław Hieronim Sierakowski herbu Ogończyk, biskup lwowski, a także członek komisji oceniającej obronę doktorską jednego z lwowskich studentów, z ogromną atencją przysłuchiwał się wywodom egzaminowanego. Franciszek Karpiński, bo tak nazywał się ów przyszły doktor filozofii i nauk wyzwolonych, był synem zarządcy należącego do Potockich majątku w Hołoskowie i zdaniem hierarchy, idealnym kandydatem do stanu duchownego. Gdy egzamin się skończył, biskup Sierakowski poprosił młodego doktora do siebie na rozmowę i podzielił się z nim swymi refleksjami w kwestii jego przyszłości. A Karpiński, choć poczuł się wyraźnie wyróżniony słowami biskupa Lwowa i stwierdził, że to dla niego prawdziwy zaszczyt słyszeć taką propozycję z ust tak znamienitej osoby, grzecznie odmówił pójścia w tym kierunku. Bo miał już od dawna pomysł na życie. Po pierwsze pragnął zostać nauczycielem na dworach magnackich, a po drugie zamierzał poświęcić się poezji. Gdy pożegnał biskupa, hierarcha westchnął ciężko i szepnął sam do siebie: „Jeszcze jeden lekkoduch marnuje talenty Boże”. A Franciszek wyjechał wkrótce do Wiednia, by uczyć się tam języków obcych i słuchać wykładów wielkich przyrodników. Gdy wrócił wydał pierwszy tomik wierszy i został przedstawiony królowi Poniatowskiemu, który to chętnie zapraszał go na swe słynne obiady czwartkowe. Nie wiemy jak potoczyłyby się losy Karpińskiego gdyby poszedł za sugestią biskupa Sierakowskiego. Wiemy natomiast, że jako poeta, ubogacił skarbiec polskich kolęd prawdziwym diamentem. Bo o kolędzie „Bóg się rodzi” mówi się często, że jest najpiękniejszą z polskich kolęd, a już na pewno najbardziej polską z nich. (Do tego niekwestionowaną perłą literatury polskiej.) Jej tekst powstał na zmówienie księżnej Izabelli z Czartoryskich Lubomirskiej, a nasz poeta napisał go w malowniczym Dubiecku muskanym falami Sanu. Dubieck skądinąd stał się miejscem narodzin innego naszego mistrza pióra, Ignacego Krasickiego i scenerią dzieciństwa Aleksandra Fredry. Kolęda „Bóg się rodzi”, której tytuł w wersji autorskiej brzmiał „Pieśń o Narodzeniu Pańskim” weszła do wydanego przez ojców bazylianów z Supraśla, w 1792 roku, zbioru „Pieśni Nabożnych” Franciszka Karpińskiego. Natomiast oficjalna premiera kolędy utrzymanej w rytmie poloneza, odbyła się – wraz z premierą innych pieśni ze zbioru – w Białymstoku w Starym Kościele Farnym, również w 1792 roku. Lecz jeszcze przed publikacją! W tym miejscu warto dodać, że do owej premiery kolęda była śpiewana na kilka różnych innych melodii. Polonez, który obok krakowiaka i mazura jest najstarszym polskim tańcem, stał się podkładem muzycznym „Bóg się rodzi” najprawdopodobniej z powodów patriotycznych. W roku jego premiery minęło bowiem 20 lat od pierwszego rozbioru Polski. Co ciekawe, polonez stał się również warstwą muzyczną innej znanej kolędy pióra Franciszka Karpińskiego tj. „Bracia, patrzcie jeno”. Nie znamy dokładnej daty powstania ww. kolęd, jedyne co wiemy to to, że pracę nad śpiewanym modlitewnikiem „Pieśni Nabożnych” Karpiński rozpoczął w 1887 roku pracując na dworze Branickich w Białymstoku. W zbiorze tym znalazła się również bardzo popularna dawniej pieśń wielkanocna „Nie zna śmierci Pan Żywota, chociaż przeszedł przez jej wrota”, czy śpiewy „Kiedy ranne wstają zorze” i „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. A skoro już mowa o kolędach i tańcach polskich, nie mogę nie dodać, iż powstała, również w czasie zaborów, kolęda „Z narodzenia Pana” śpiewana jest po dziś dzień w takt mazura.
„Lulajże Jezuniu” w kompozycji Chopina
Kiedy w ostatnich dniach listopada 1830 roku Warszawę ogarnął powstańczy zryw, młodziutki Fryderyk Chopin przebywał w zagranicą. Dowiedziawszy się jednak, że Polacy postanowili walczyć o niepodległość, natychmiast chciał wracać do domu i przyłączyć się do powstania. Przewidując taki bieg wydarzeń, a także to, że Fryderyk niechybnie wpakuje się w porządne tarapaty, jego ojciec, Mikołaj, napisał do syna list w którym kategorycznie zabronił mu powrotu na święta do Warszawy. Wigilię 1830 roku Fryderyk spędzał więc samotnie w Wiedniu. Jednak to właśnie w te święta Bożego Narodzenia skomponował pierwsze zarysy Scherza h-moll op. 20, w którym – zapewne wiedziony tęsknotą za domem i polskimi świętami – umieścił fragment kolędy „Lulajże Jezuniu”. Kolęda ta, której najstarszy zachowany zapis pochodzi z 1705 roku, powstała w XVII wieku, na fali ówczesnej fali mody na kolędy-kołysanki. A Chopin nigdy już nie spędził Bożego Narodzenia w Polsce.