To nie jest
jakaś tam historyjka.
To fakt.
Wywiad z Robertem Zawieruchą
W powstającym właśnie filmie „Opiekun” opowiadającym o św. Józefie Kaliskim w główną rolę wciela się Rafał Zawierucha. Gra dziennikarza jednej z kaliskich rozgłośni radiowych, męża pięknej skrzypaczki Dominiki, ojca dziesięcioletniego Jurka i krewnego sędziwego księdza dachauowczyka…
Porozmawiajmy chwilę o życiu Roberta Kordeckiego, które staje się również Pana filmowym życiem.
Życie Roberta wydaje się świetnie poukładane. Zupełnie nieoczekiwanie pojawia się w nim burza z piorunami i wywraca do góry nogami cały jego świat. Jest zamieszanie. Jest akcja. I jest problem, który wydaje się nie do przeskoczenia, a który wyrasta przed moim bohaterem. Jednak Robert, jako prawdziwy mężczyzna, mimo poważnych przeciwności, postanawia się z nim zmierzyć, próbuje go pokonać. I pokonuje.
Czy Pan i Robert macie jakieś wspólne cechy?
To jest ciekawe pytanie. Jak sobie tak analizuję tę postać, to widzę, że mamy podobne temperamenty, podobne emocje, zapał do działania i dystans do świata. Robert ma dystans do tego co się dookoła niego dzieje, naprawdę wierzy, że wszystko się jeszcze w jego życiu ułoży. A kiedy okazuje się, że jego problemy zaczynają się bardzo komplikować, pewne rzeczy stają się nieodwracalne, wie, że trzeba sięgnąć po pomoc gdzieś dalej, wyżej. Że trzeba wyciągnąć ręce po pomoc. Może nie robi tego tak bezpośrednio, ale w sercu, w swoim wnętrzu tak to właśnie odczuwa. Robert, również podobnie jak ja, ma potrzebę pójścia dalej, ma aspiracje, nie jest postacią jednostajną.
Tytułowy bohater „Opiekuna” to św. Józef. Pański bohater doświadcza w swoim życiu Jego nieoczekiwanej i niezwykłej interwencji. Kim jest św. Józef dla Pana? Czy doświadczył Pan kiedyś jego pomocy?
Chyba jak każdy znałem św. Józefa z Kościoła czy z lekcji religii. Przez długi czas to było wszystko co mnie z nim łączyło. Później jego postać zaczęli mi przybliżać rodzice, którzy nawiasem mówiąc, pielgrzymowali swego czasu do kaliskiego sanktuarium. Ale najważniejsze w tym temacie było to, że miałem przyjemność znać księdza, który w czasie II wojny światowej był więźniem obozu koncentracyjnego w Dachau i był także świadkiem cudownego wyzwolenia obozu przez Amerykanów. Opowiadał mi o tym wszystkim. Jego historia i dzieje wyzwolenia tego obozu bardzo mnie zainteresowały. Wkrótce dowiedziałem się, że księża z KL Dachau zawierzyli się zbiorowo św. Józefowi Kaliskiemu, prosili go o ocalenie i że to ocalenie przyszło. To nie jest jakaś tam sobie historyjka. To bardzo ważny fakt. Dlatego cieszę się, że także w „Opiekunie” pojawia się ten wątek. Kiedy rozmawialiśmy z ks. Jackiem Plotą, kustoszem kaliskiego sanktuarium, powiedział on, że już samo skierowanie myśli ku św. Józefowi jest formą modlitwy i że już ono może przywołać łaskę, czy nawet cud. A ja wierzę w cuda. W ogóle uważam, że lepiej wierzyć w cuda niż w nie nie wierzyć! (Śmiech.)
Która ze scen „Opiekuna” była dla Pana najtrudniejsza aktorsko?
Ta, w której Robert dowiaduje się od swojej żony, że nie on jest ojcem dziecka, którego ona się właśnie spodziewa. I chociaż oni już od pewnego czasu nie są razem, Roberta ta informacja przygniata. To jest mocny punkt w filmie i też bardzo ciekawy aktorsko do zrobienia i do zagrania by się z takiego dna odbić.
W filmie „Bóg w Krakowie” grany przez Pana młody polityk staje przed trudnym wyborem, który zdecyduje o jego dalszej karierze. Pana bohater w „Opiekunie” mierzy się z jeszcze trudniejszym wyborem, jednym z najważniejszych w życiu. Ciekawa jestem w jaki sposób Rafał Zawierucha, tak całkiem prywatnie, dokonuje wyborów?
Nigdy nie podejmuję decyzji kalkulując czy mi się to opłaci, czy nie. Kieruję się raczej emocjami, sercem, intuicją. Śmieje się, że ponieważ jestem zodiakalną wagą to kiedy idę do sklepu po nowe buty, przez tydzień rozważam, które wybrać. Jednak kiedy podejmuję ważne decyzje, robię to zwykle sprawnie, szybko. Od razu. Lubię mieć taką wolność decyzji. Uważam, że życie jest zbyt krótkie żeby za długo rozkminiać, żeby siedzieć i rozmyślać. Lubię działać. Zawsze myślę, że jeśli okaże się, że wybrałem złą drogę, to najwyżej wrócę do punktu wyjścia i ruszę tą drugą.
Dziękuję za rozmowę.