Czarny charakter
w białych rękawiczkach
Wywiad z Radosławem Pazurą
Kiedy jestem w Kaliszu, to często przychodzę przed cudowny obraz św. Józefa i mówię: „Fajnie, że jesteś. Że jesteś z naszą rodziną, że jeszcze możesz opiekować się moją córką i innymi” – zdradza nam Radosław Pazura, który w filmie „Opiekun” wciela się w rolę czarnego charakteru…
Marcin Waleski, którego gra Pan w filmie „Opiekun”, to najciemniejsza postać tej produkcji. Jednakże Pański mrok jest w tym obrazie niezwykle kuszący…
I tak ma to – przynajmniej z założenia – wyglądać. (Śmiech). Kiedy widz poznaje Waleskiego, widzi w nim dokładnie to samo, co główna bohaterka, Dominika, czyli wiele zalet. Jest atrakcyjny, zamożny, ma klasę, jest człowiekiem sukcesu, a do tego ma też w sobie pewne ciepło. Nasze życie jest przesiąknięte wieloma pułapkami i Marcin Waleski jest jej przykładem. Jak bardzo ta pułapka jest ryzykowna i niebezpieczna dla ludzkiego istnienia i życia, widzowie przekonają się oglądając film. Marcin jest jednak ukrytym czarnym charakterem, jego ciemnej strony trudno się domyślać jeśli głębiej się go nie pozna.
Czy Radosław Pazura i Marcin Waleski mają ze sobą coś wspólnego?
Szczerze mówiąc tak. Nie ma takiej złej postaci, w której nie można byłoby się przejrzeć. Każdy z nas ma swoją ciemną stronę, którą w takim czarnym charakterze może odnaleźć. Tak jest również w moim przypadku. Dobrze jest umieć to dostrzec i nazwać co jest w nas złe, z czym możemy walczyć i co trzeba pokonać. Waleski jest taką postacią, która z pewnością ma w sobie pokłady dobra, tylko chyba ma problem z tym żeby je zauważyć, wydobyć, uwypuklić. On jest raczej postacią, dla której liczy się wyłącznie hedonizm. Ważne jest dla niego tylko to co przyjemne, piękne i wspaniałe. Więc ma ze sobą problem i co gorsza, problem ten przenika do życia innych powodując dramatyczne konsekwencje.
Czy wcielanie się w ten ukryty czarny charakter sprawiło Panu jakieś trudności?
Tak. Gram bohatera, którego zachowania są dla mnie abstrakcyjne, ale to oczywiście nie znaczy, że takich zachowań nie ma. Ludzie, którzy postępują tak jak Waleski istnieją, osobiście nawet takich znam. To nie jest tak, że my nie widzimy zła i go nie popełnimy. Widzimy i popełnimy, tylko sedno sprawy jest w tym jak później wyjść z tego w co zabrnęliśmy. Bo konsekwencje bywają dramatyczne, traumatyczne. „Opiekun” jest o tym, że jest jakaś siła ponad to, co jesteśmy w stanie udźwignąć i która jest w stanie nam pomóc z tego wyjść i to pokonać. To jest film o tym mega Opiekunie, który interweniuje w nasze życie, bo wie, że sami sobie nie poradzimy. W życiu pojawiają się przecież problemy takiego kalibru, o jakim opowiadamy filmie i przerastają najsilniejszych. Są sprawy, z którymi nie można samemu się uporać, ale z pomocą z nieba się daje. To jest przesłanie filmu.
Czy doświadczył Pan w swoim życiu pomocy św. Józefa?
Św. Józef jest mi bardzo bliski, a chyba jeszcze bliższy jest mojej żonie. To święty, który jest bardzo troskliwym opiekunem Doroty. Moja żona nie zna swojego biologicznego ojca, a św. Józef często się do niej „odzywa”. Skoro opiekuje się nią, to siłą rzeczy opiekuje się również mną, bo jako małżeństwo stanowimy przecież jedno. Kiedy jestem w Kaliszu, to często przychodzę przed cudowny obraz św. Józefa i mówię: „Fajnie, że jesteś. Że jesteś z naszą rodziną, że jeszcze możesz opiekować się moją córką i innymi”. To jest dla mnie ważne. Ze św. Józefem wiąże się też historia dotycząca filmu „Opiekun”. Jakiś czas temu przy okazji spektakli byłem w Kaliszu, poszedłem wówczas także do kolegiaty, wziąłem udział w Mszy świętej, a po modliłem się jeszcze, że tak powiem, po swojemu. Kiedy wychodziłem zauważył mnie ksiądz kustosz Jacek Plota, podszedł do mnie i mówi: „Panie Radosławie, szykuje się produkcja filmu o św. Józefie Kaliskim. Może warto byłoby się zainteresować? Może by pan w nim zagrał?” Odpowiedziałem, że to świetnie i że na pewno warto byłoby się zainteresować, ale to wszystko nie jest takie proste jak się może wydawać. Zakończyliśmy tę rozmowę mniej więcej taką konkluzją, że jak Pan Bóg zechce, jak św. Józef zechce, to może coś z tego mojego grania w tym filmie wyjdzie. A jak nie, to nic. Dodam, że rzecz miała miejsce jakieś 3 lata temu, kiedy sam pomysł realizacji „Opiekuna” już się pojawił, ale na konkrety trzeba było czekać. I pewnego dnia dzwoni do mnie Darek Regucki, mój przyjaciel, świetny reżyser, z którym miałem już przyjemność pracować i pyta czy nie zagrałbym w filmie o św. Józefie Kaliskim. Nawet nie wiem, czy ja Darkowi tę historię kiedykolwiek opowiadałem!