Anna Tabaka, Maciej Błachowicz
Źródło: Życie Kalisza, marzec 2011
Cudowny Obraz
W Kaliszu trudno rozdzielić myślenie o obrazie słynącym cudami od historii kultu św. Józefa i dziejów słynnego sanktuarium. Jeszcze trudniej w starym malowidle zobaczyć dzieło sztuki, tym bardziej że na co dzień płótno jest schowane pod srebrnymi aplikacjami i czerwoną tkaniną. Obraz pozostaje tajemniczy, bo pomimo upływu stuleci na wiele pytań z nim związanych nadal nie znamy odpowiedzi.
Lista zaniedbań nauki względem głównego zabytku kaliskiej kolegiaty (Sanktuarium św. Józefa) jest długa. Nie znany ani autora obrazu, ani daty jego powstania; nie potrafimy przekonująco wskazać kręgu artystycznego, z którego pochodził twórca. Nawet nad powszechnie przyjętą interpretacją namalowanej sceny można się zastanawiać. Pewne jest jedynie to, że co najmniej od XVII w. do Kalisza pielgrzymują ludzie, którzy powierzają swoje trudne sprawy św. Józefowi czczonemu w wizerunku znajdującym się w kolegiacie.
Legenda i pytania
Na siłę kultu, podtrzymywanego i umiejętnie rozwijanego przez kolejnych kustoszy sanktuarium, niewątpliwie wpłynęła legenda o nadzwyczajnym powstaniu obrazu. Znamy ją dzięki zapobiegliwości ks. Stanisława Józefa Kłossowskiego (1726-1798), zgodnie uznawanego za najwybitniejszego z gospodarzy świątyni. Kapłan zostawił książkę w 1780 r. wydrukowaną w miejscowej tłoczni Jego Królewskiej Mości i Rzeczypospolitej. Liczące kilkaset stron dzieło stanowi do dzisiaj podstawowe źródło informacji na temat malowidła. Długi, barokowy tytuł, który tutaj skrócimy, najdokładniej opisuje zawartość: „Cuda y łaski za przyczyną y wzywaniem (…) Józefa Świętego przy obrazie tegoż Świętego patriarchy w Kolegiacie kaliskiey (…) uczynione” [pis. oryg.]. W tejże pracy można znaleźć wielokrotnie przytaczany cytat o chorym z podkaliskiej miejscowości, tj. domniemanym fundatorze malowidła oraz nadzwyczajnych okolicznościach powstania obrazu. Siostra Klemensa, znana jako siostra Józefowa z racji swojej czci oddawanej Opiekunowi Jezusa, w latach 1980 – 91 pełniąca posługę przy kolegiacie, podaje kwintesencję: „W miejscowości Szulec pod Opatówkiem żył człowiek, który się nazywał Stobienia; ciężko chory prosił Boga o śmierć, ponieważ już dłużej nie mógł wytrzymać cierpień. Pewnej nocy przyszedł do niego sędziwy człowiek. „Słuchaj – usłyszał chory - ty nie umrzesz, ale postaraj się o malarza, który namaluje obraz, gdzie będzie przedstawiona św. Rodzina i Trójca Przenajświętsza”. Według historii spisanej przez ks. Kłossowskiego sędziwa postać, identyfikowana przez chorego ze św. Józefem, miała ponadto dokładnie podyktować ustawienie postaci na płótnie.
Lubimy słuchać legend, ale badaczom starych malowideł ta sama opowieść ściągnie sen z powiek z zupełnie innych powodów niż wiernym. Jak zweryfikować fakty? Jeśli udałoby się ustalić, kiedy doszło do opisywanych wydarzeń (zjawisk, wizji), albo precyzyjniej – kiedy żył niejaki Stobienia, bylibyśmy bliżej rozwikłania zagadki. Jeśli tego nie wiemy, znowu pozostaje pokora wobec starych tekstów, w których można w takim stopniu szukać pomocy, co się zagmatwać. Skrupulatny w spisywaniu cudów i łask ks. Kłossowski, gubi ciągłość narracji tam, gdzie posiłkuje się wspomnieniami innych. Dlatego najpierw kapłan pisze o „świętokradczej kradzieży” wotów z 1740 r., nieco później o powszechnym jubileuszu św. Józefa, ogłoszonym przez papieża Benedykta XIV w 1751 r., a rozdzielając te dwa wydarzenia opisuje: „Pan Stanisław Bartochowski, dóbr niegdyś Błaszków, a teraz (nadzieja w Bogu) Nieba Dziedzic, za jakąś od Boga przy tym obrazie [podkreślenia od autorów], odebraną łaskę, na ozdobę tego świętego Obrazu w roku 1673 znacznie na ten czas wielki i budowany w Kaliszu Dworzec [dwór, dom] darował, a do więcej czynienia z wdzięczności ku Świętemu Patriarsze, śmierć zagrodziła drogę”.
Co z tego wynika dla tropicieli dziejów malowidła? Po pierwsze, że obraz na pewno powstał przed 1673 r., po drugie - kult „Świętego Patriarchy” przedstawionego na kaliskim płótnie w XVIII stuleciu przybrał na sile. Znakomicie świadczy o tym data ustanowienie Bractwa św. Józefa, jak wykazała dr Ewa Andrzejewska, istniejącego przy kolegiacie już od 1732 r. Konfraternia powołana papieskim breve nie mogła powstać w próżni, co znowu dostarcza argumentów na przesunięcie w XVII w. świtu sanktuarium.
Co widać?
Najczęściej stosowany opis obrazu zawiera jednocześnie kwintesencję analizy ikonograficznej (dotyczącej treści). Wielokrotnie badacze podkreślali, że kompozycja, na której „triada niebieska” (Bóg Ojciec, Duch św., Syn Boży) spotyka się z „triadą ziemską” (Józef, Chrystus, Maryja) ma znaczenie eschatologiczne. Zwyczajnymi słowy, rodzina wyobrażona na obrazie pokazuje kierunek i cel drogi człowieka. Niektórzy interpretatorzy idą dalej. Wnioskując na podstawie wyglądu Jezusa, przedstawionego między swoimi ziemskimi opiekunami jako chłopca, widzą oni na obrazie scenę powrotu dwunastoletniego Chrystusa z Jerozolimy pod opieką Matki Boskiej i św. Józefa. W tle za wyeksponowanymi postaciami widnieje miasto z dwuwieżowym kościołem; otoczone murami i wstęgą rzeki jest rozłożone w górzystej okolicy. Dotychczasowe opisy podkreślały „rodzimość” krajobrazu, choć trudno dociec w czym miałaby się ta cecha przejawiać. Tutaj z pomocą idzie technika – dobre zdjęcie i możliwości dzisiejszych komputerów, pozwalające na powiększenie słabo widocznych dla nieuzbrojonego oka szczegółów. Co widać bez pogłębionych analiz? Miasto w tle jest ciemne, sprawia wrażenie opuszczonego, być może zrujnowanego. W pierścieniu jego fortyfikacji istnieje co najmniej jedna wyraźnie zaznaczona brama, która z pewnością także ma znaczenie dla interpretacji całości. Po przeciwległej stronie za murami wśród schematycznie zaznaczonych budynków grodu wyróżnia się okrągła budowla – wschodnia świątynia? Rodzą się kolejne pytania. Czy widmowo-posępne miasto w tle św. Rodziny może być obrazem Jerozolimy? Jeśli tak, to czego jest ona symbolem?
W Nowym Testamencie miasto Dawida jest wymieniane 139 razy w różnym znaczeniu; przez ewangelistów przywoływane jako „centrum oczekiwanego zbawienia”, kiedy indziej bywa opisywane jako wrogie, przewrotne, w konsekwencji pozbawione opieki Bożej. Ciekawie „czyta się” obraz zwłaszcza w kontekście słów Jezusa zaczerpniętych z Ewangelii św. Mateusza: „Jeruzalem! Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamieniujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swe pisklęta zbiera pod skrzydła, a nie chcieliście. Oto wasz dom zostanie pusty” (Mt, 23, 37-39). Warto dodać, że Mateuszowa ewangelia jako jedyna opisuje ucieczkę św. Rodziny do Egiptu, epizod niezwykle ważny dla zrozumienia roli Józefa w historii zbawienia.
Sens zasugerowanej interpretacji znajduje uzasadnienie w rozwiązaniu formalnym: boska rodzina pokazana na pierwszym planie jest malowana świetliście, z przewagą jasnych barw, położone w dolinie miasto w tle stoi pogrążone w cieniu. Droga wijąca się od bramy grodu poprzez most przerzucony nad wstęgą rzeki prowadzi ku Chrystusowi. Patrząc na obrazy sztuki sakralnej nie można zapominać, że tu wszystko musi się zgadzać - żaden szczegół nie jest bez znaczenia.
Najpierw filar, potem kaplica
Opis niezwyczajnych okoliczności powstania malowidła-wota ofiarowanego przez mieszkańca podkaliskiej wsi kończy się wskazówką: „Ten tedy obraz, przed którym tak wielkiego cudu od Boga doznał uzdrowiony, tu do tej kolegiaty oddał [obraz] i ołtarz dla niego na filarze po lewej stronie, gdzie był stary świętych Apostołów wystawił”. Przy filarze św. Rodzina była wyeksponowana co najmniej do 1752 r., kiedy po skończonym powszechnym jubileuszu św. Józefa, ks. kustosz Kłossowski „na insze miejsce ten Święty Obraz [postanowił] przenieść”. Nowym miejscem stała się kaplica, która – jak dowiodła dr Andrzejewska – istniała przy kaliskiej kolegiacie już przed głośną katastrofą budowlaną z 1783 r. Niemniej dopiero po odbudowie zakończonej w 1790 r. Józefowy przybytek uzyskał dzisiejszą formę.
Modlitwy, podziękowania
W 1770 r. obraz zostaje uznany za cudowny. Wzrasta kult, rośnie liczba specjalnych nabożeństw odprawianych ku czci św. Józefa i materialnych podziękowań składanych na ołtarzu „Przeczystego Patriarchy”. Tak wypełniają się warunki potrzebne do koronacji wizerunku, mówiące m.in. o tym, że obraz musi być stary i otoczony sławą niezwyczajnych zdarzeń zachodzących dzięki modlitwom gromadzących się przed nim wiernych. W roku zawalanie się południowej nawy kolegiaty ówczesny papież Pius VI koronuje w Rzymie kopię kaliskiego obrazu.
Trudno dzielić wota na lepsze i gorsze – wszystkie są ważne, bo są świadectwem indywidualnych przeżyć i budują historię sanktuarium. Niektóre dary jednak się wyróżniają. Listę rozpoczynają trzy złote korony wysadzane drogimi kamieniami fundacji Jędrzeja Ogińskiego, wojewody trockiego oraz rokokowe misterne sukienki (aplikacje) wykonane na osobiste zamówienie ks. Stanisława Józefa Kłossowskiego. To zarazem największe straty – wymienione padły łupem kradzieży w1983 r. Siostra Klemensa, która jako pierwsza wcześnie rano 3 października spostrzegła, co się stało, zapamiętała, że zachowała się jedynie lilia w ręku św. Józefa i koronka sandała na jego wysuniętej stopie. Nie zdążono także wynieść, bądź nie poradzono sobie z demontażem srebra z wyższej partii obrazu, tj. aplikacji zdobiących Boga Ojca w obłokach i gołębicę Ducha św. Nowe korony i sukienki powstały dzięki niezwykłej ofiarności wiernych, dodatkowo podsycanej przez sytuację polityczną kraju. Rekoronacji już dwa lata później po grabieży, podczas IV Międzynarodowego Kongresu Józefologicznego, dokonał Prymas Polski kardynał Józef Glemp. Z tych czasów pochodzi przyjęta kompozycja wyeksponowania darów wokół malowidła i gabloty na wota w nawie prowadzącej do kaplicy. Po kradzieży, która uświadomiła jak łatwo sięgnąć po święte pamiątki, wizerunek zyskał dodatkowe specjalistyczne zabezpieczenia. Zmienił się także sposób przytwierdzenia srebrnych aplikacji; odtąd są one oddzielone od powierzchni zabytkowego płótna. Ze strat – przez wieki obraz okradano niejednokrotnie - przypomnijmy jeszcze pierścienie ofiarowane przez papieży Piusa X i Jana XXIII. Tym bardziej warto zwrócić uwagę na patenę dachauczyków (księży cudownie ocalonych z obozu Dachau podczas II wojny światowej) z wygrawerowanym ofiarnym barankiem i mały krzyżyk umieszczony pod stopami Jezusa, dar Karola Wojtyła.
Autorzy dziękują ks. prałatowi Jackowi Plocie i siostrze Klemensie za rozmowę.