Anna Jagodzińska
IPN Warszawa
Śp. Ksiądz kanonik
Marian Wacław Szczerkowski
(1908-1968)
W latach 1940-1945 więzień KL Dachau
Dachau, niemiecki obóz koncentracyjny - centralny ośrodek eksterminacji duchowieństwa w okupowanej Europie, ze szczególnym okrucieństwem duchowieństwa polskiego. Kapłanom polskim nie wolno było odprawiać mszy świętej, odmawiać brewiarza, modlić się i mieć przy sobie jakiegokolwiek przedmiotu kultu religijnego. Zakazano niesienia pomocy duchowej umierającym więźniom.
Ksiądz Marian Szczerkowski urodził się 15 kwietnia 1908 r. w Wolsztynie. Święcenia kapłańskie otrzymał 12 czerwca 1932 r. Do chwili aresztowania był proboszczem parafii Oporowo w powiecie leszczyńskim. Aresztowany przez Gestapo 15 lutego 1940 r. został przewieziony do klasztoru franciszkanów, obozu przejściowego dla polskiego duchowieństwa rzymsko-katolickiego w Miejskiej Górce na Gruszkach. W refektarzu, do którego zapędzono także zakonników Gruszek dokonano spisu aresztowanych księży. Jeden z gestapowców oznajmił, iż odtąd wszyscy są internowani i nie wolno nikomu bez narażenia się na surowe kary opuścić klasztoru lub komunikować się z kimkolwiek z zewnątrz. Wyjaśniał, iż aresztowanie jest odwetem za 50 tysięcy Niemców zamordowanych przez Polaków w Bydgoszczy w pierwszych dniach wojny. Oczywiście było to propagandowe kłamstwo. Odpowiedzialnym za internowanych ów gestapowiec zrobił przełożonego klasztoru, O. Euzebiusza Huchrackiego [wywieziony do Dachau został tam zamordowany]. Częste kontrole ze strony niemieckiej żandarmerii i gestapo z Poznania - pomimo dobrych warunków bytowania – tworzyły atmosferę przygnębienia i niepewności. 2 maja 1940 roku z 16 księżmi - zabierano tylko młodych - Ks. Marian Szczerkowski został przewieziony do Fortu VII w Poznaniu. Po krótkim osadzeniu w Forcie VII księży załadowano do bydlęcych wagonów i wywieziono do KL Dachau. W tym samym transporcie spotkał swojego brata, księdza Ireneusza Szczerkowskiego, proboszcza w parafii Chojno - Wielkopolska [w Dachau numer obozowy 22034-przeżył obóz]. Na dworzec kolejowy Dachau pociąg dotarł rankiem 24 maja 1940 r. Pędzony jak zbrodniarz razem z innymi księżmi po przekroczeniu bramy obozowej z napisem: Arbeit macht frei [Praca daje wolność] znalazł się na placu apelowym KL Dachau. Po sprawdzeniu imiennym obecności otrzymał numer obozowy 22035. Od tej chwili był Häftling (więzień) numer, bez imienia i nazwiska. Kapłani, rozebrani do naga musieli oddać wszystko, także rzeczy osobiste oraz przedmioty kultu religijnego: medaliki, różańce, brewiarze, książeczki do nabożeństwa. Za zatrzymanie przedmiotów kultu religijnego groziła surowa kara. Ksiądz Szczerkowski zaryzykował, zaszył swój medalik Matki Boskiej w rogu chusteczki do nosa i w ten sposób przechował medalik do końca pobytu w Dachau. Ogolony -kaleczono przy tym boleśnie- ubrany w więzienny pasiak z przyszytą na czerwonym trójkącie –znak więźnia politycznego - literą „P” został skierowany do baraku mieszkalnego. Księża polscy zajmowali blok nr 28 i 30, położone najbliżej krematorium. Często dym i swąd spalonych ciał dochodził do okien tych właśnie bloków. Blok 26 przeznaczono dla księży innych narodowości, także niemieckiej. Mieli oni swoją kaplicę oraz zgodę na odprawianie mszy św. i praktyki religijne. Każdy nowy więzień po sześciotygodniowej kwarantannie przechodził do bloków dla pracujących lub wyjeżdżał transportem do innych obozów pracy. Księżom w pierwszych tygodniach po zakończeniu kwarantanny nie przydzielono żadnej pracy. Rano, po apelu nie mogli przebywać w barakach mieszkalnych. W lipcu 1940 r. było gorąco, a oni godzinami, z odkrytymi głowami musieli spacerować miedzy barakami. SS-mani przyglądali się, drwili, znęcali i zmuszali do wykonywania uciążliwych ćwiczeń.
Ksiądz Leon Stępniak, dzisiaj 98 letni b. więzień KL Dachau nr obozowy 22036 przywieziony do Dachau tym samym transportem wspomina: „Byliśmy od pierwszego dnia w obozie razem, widziałem jak wielka miłość braterska łączyła obu braci Mariana i Ireneusza Szczerkowskich. Brat księdza Mariana Szczerkowskiego, Ireneusz chorował na serce. Ksiądz Marian starał się być zawsze blisko brata, by go chronić przed okrucieństwem SS- manów. Miał w sobie niezwykłą siłę i wolę przetrwania. Troszczył się o współwięźniów. Chętnie wyręczał starszych kapłanów w czynnościach obozowych: przy noszeniu ciężkich kotłów z jedzeniem, w pracy na plantacji, w rewirze dla chorych na tyfus. Był jednym z tych kapłanów, którzy organizowali na terenie obozu życie religijne”.
Ksiądz Bp. Franciszek Korszyński nr obozowy 22546 wspomina: „W Dachau ks. Szczerkowski Marian i Ireneusz, rodzeni bracia, kapłani archidiecezji poznańskiej dawali przykład wiary, pobożności i uprzejmości względem wszystkich oraz wzajemnej braterskiej miłości”.
W sierpniu 1940 r. razem ze 150 kapłanami polskimi ks. Marian Szczerkowski został wysłany do kamieniołomów w Gusen, jednego z podobozów Mauthausen. Obóz ten nazywano „ostatecznym rozwiązaniem”, a jedyne wyjście prowadziło przez komin krematorium. W Gusen warunki były straszne. Obóz był dopiero w trakcie budowy. Wyczerpująca praca w kamieniołomach, głód, wszechobecny bród dawał się mocno we znaki. Początkowo był tragarzem kamieni. Po kilkunastu tygodniach morderczej pracy stał się głodnym, bitym i pożeranym przez wszy ludzkim szkieletem. Później przydzielono Go do komanda Westerplatte. Praca polegała na kopaniu głębokich dołów. Tam w dole była także „świątynia modlitwy”. W Gusen nie dano księżom czapek. Kiedy padał deszcz albo śnieg, to lodowata woda ściekała po ogolonej głowie na szyję, za kołnierz. Pewnego sierpniowego dnia niemieccy strażnicy z komendantem obozu Bohdanem Chmielewskim urządzili dzień bicia polskich kapłanów. Z kamieniami na ramionach, okrutnie bici musieli biec do będącego w budowie obozu. Ksiądz Marian Szczerkowski dotkliwie pobity przez kapo, przeżył. Nie zważając na doznane urazy, z narażeniem życia wyniósł z obozowej „trupiarni” pobitego do nieprzytomności, umierającego brata Ireneusza. „Tottenkammer”– obozowa trupiarnia-święte miejsce w którym składano ciała pomordowanych i umierających więźniów przeznaczonych na spalenie. Tego dnia zamordowano 38 księży
W Gusen potrzeba mszy św. była tak wielka, iż mimo zakazu władz obozowych, ksiądz Marian Szczerkowski, w niedziele, które częściowo były dniem wolnym od pracy rozpoczął uczestnictwo duchowe we mszy świętej. Z bratem Ireneuszem i księdzem Leonem Stępniakiem siadali na dziurawych siennikach i modlili się, każdej niedzieli w innej izbie z pozostałymi kapłanami. Niedzielne bicie dzwonów na Anioł Pański, które było słychać w obozie, jeszcze bardziej podsycało pragnienie spotkania z Bogiem.
Do Dachau wrócił 8 grudnia 1940 r. Na skutek mozolnych zabiegów Watykanu Hitler zgodził się na zgromadzenie wszystkich kapłanów - więźniów w jednym obozie. Wybór padł na KL Dachau.
Każdego dnia, po apelu, gdy padał rozkaz: „Arbeitskomando formiert” wszystkie komanda ruszały do pracy biegiem, w myśl hasła „Arbeit macht frei”. Głodni, chorzy, niezależnie od pogody, wśród krzyków, bicia i kopania księża polscy byli zmuszani do pracy ponad ludzkie siły. W czasie zimy, księży wyrzucano z baraków do odśnieżania całego obozu, przy tym szykanowano, bito i ganiano niemiłosiernie. Dla upokorzenia, kapłanów w dni świąteczne SS- mani wyganiali do pracy, zarządzali całogodzinną gimnastykę, wyczerpujące biegi, marsze. W Dachau jak większość duchowieństwa Ks. Marian Szczerkowski pracował na tzw. „plantażach”, wielohektarowych polach przylegających do obozu. Praca tam była bardzo ciężka. Latem, w upalne dni dokuczało górskie słonce, zimą deszcz, mróz i śnieg. W tych ogrodach uprawiano głównie rośliny lecznicze. Każdego dnia, po pracy wieziono na taczkach umierających lub zmarłych z głodu i wycieńczenia.
W Dachau nie było zwierząt pociągowych, zastępowali je kapłani. Zaprzęgano ich do pługa przy usuwaniu śniegu z obozu, do wozów, do bron i pługa przy uprawie roli, a nawet do wału, ugniatającego szosę. Szczuci psami i bici przez kapo wykonywali niewolniczą pracę. Ciężka praca przy słabym wyżywieniu szybko niszczyła siły więźniów.
Głód, towarzyszący od rana do wieczora, był jedną z największych udręk. Jedzono wszystko, co znaleziono na terenie obozu, a co miało jadalny wygląd. Niektórzy księża byli tak opuchnięci z głodu, iż nie mogli się poruszać. Inni przerażająco wychudzeni. Nazywano ich „muzułmanami”. Rok 1942 był najtragiczniejszy w historii obozu, nawet głodowe racje były zmniejszone. Śmiertelność wśród księży tego roku była zatrważająca. Waga więźnia nie przekraczała często 40 kilogramów.
Do obowiązków kapłanów należało także noszenie trzy razy dziennie posiłków dla całego obozu. Nosił je także ks. Marian Szczerkowski. Kotły napełnione kawą lub zupą ważyły od 80 do 100 kilogramów. Dla wyniszczonych fizycznie kapłanów dźwiganie tych kotłów było ogromnym wysiłkiem. Kto nie mógł udźwignąć kotła był bity i kopany. Gdy było to możliwe w dźwiganiu kotłów wyręczał starszych i chorych .
18 września 1941 r., władze obozowe zapędziły wszystkich księży polskich na plac apelowy i zaproponowały w zamian za przywileje obozowe zapisanie się na listę narodowości niemieckiej. Mimo pokusy korzystania z przywilejów niewoli Ksiądz Marian Szczerkowski nie zdradził swojego narodu. Szczęśliwie, w Dachau uniknął najcięższych kar, a karano za najdrobniejsze przewinienia. Za źle posłane łóżko, za siedzenie w trakcie posiłku, za nieprawidłowe lub zbyt powolne zdjęcie nakrycia głowy, plamkę na drzwiach szafki, brudne buty, niewyraźne śpiewanie w czasie marszu. Do najczęściej stosowanych należała kara chłosty -„Fûnfundzwanzig” (dwadzieścia pięć batów) oraz kara słupka „Eine Stunde Phal” – (godzina słupka). Skazanemu zakładano ręce na plecy i wiązano łańcuchem w przegubie, po czym wieszano go na haku lub belce na takiej wysokości, że stopy nie dotykały ziemi. Cierpienia były niewyobrażalne. Skutki takiej kary więzień odczuwał jeszcze po trzech miesiącach. Kara chłosty wymierzana była przez esesmanów na specjalnym „koźle”, do którego przywiązywano więźnia. Najniższą karą było 25 uderzeń, najwyższą tyle, że więzień umierał.. Przez taką kaźń przeszły setki polskich kapłanów.
W lutym 1943 r. Ksiądz Marian Szczerkowskii zachorował na tyfus i przebywał na rewirze w bloku dla chorych na tyfus. Siłę przetrwania czerpał z modlitwy i Eucharystii. Niemieccy funkcjonariusze obozowi w obawie przed zarażeniem nie zaglądali do izby chorych na tyfus i godzili się na opiekę nad chorymi ze strony więźniów - kapłanów. Dzięki pomocy i życzliwości księży niemieckich, każdego dnia mógł przyjmować Komunię św. Gdy poczuł się lepiej pomagał chorym, mył, karmił. Kiedy spadla wysoka gorączka został przeniesiony do bloku, gdzie przebywali Ci księża, którzy przeżyli tyfus. Dzięki paczkom przysyłanym od rodziny i znajomych powoli nabierał sił. Po okresie kwarantanny na przełomie czerwca/lipca ponownie został wysłany do pracy na plantacjach.
29 kwietnia 1945 roku niedziela, był dniem ogromnej radości dla więźniów w Dachau. O godzinie 17.25 obóz został zdobyty przez niewielki oddział żołnierzy amerykańskich.
Była piękna słoneczna pogoda. Na powitanie niewielkiej - jak się okazało - grupy nadchodzących żołnierzy wybiegli wszyscy, którzy mogli się poruszać. Słyszało się niemilknącą, różnojęzyczną radość. Konspiracyjnie wykonane chorągwie prawie wszystkich narodów zawisły na wszystkich barakach. Więźniowie rzucali się sobie w objęcia i całowali.. Radość była tym większa, gdyż tego samego dnia wśród więźniów rozeszła się wieść, iż z rozkazu Heinricha Himmlera z 14 kwietnia 1945 r. obóz wraz z wszystkimi więźniami ma zostać zniszczony. Na zniszczenie obozu wyznaczono 29 kwietnia 1945 roku, godz. 21.00.
Zaraz po wyzwoleniu, w maju 1945 roku z grupą polskich księży przybył do Francji. W Monteaux-les-Mines pracował jako duszpasterz wśród Polonii. W roku następnym wrócił do Polski, do Oporowa z bagażem obozowych przeżyć. Wrócił do Polski, w której komunistyczny rząd prześladował kościół katolicki i jego księży, a czas dominacji komunistycznej wymagał szczególnej wrażliwości i mądrości, aby polski Kościół mógł wypełnić swoje posłannictwo duchowe.
1 czerwca 1951 roku został proboszczem Parafii Wszystkich Świętych w Kórniku. Był kapłanem odważnym, ale i roztropnym. Potrafił dobrze odczuwać religijne potrzeby parafian. Do śmierci, w rocznicę wyzwolenia obozu, 29 kwietnia w Kaliszu spotykał się przed obrazem św. Józefa, by razem z byłymi więźniami KL Dachau dziękować za cudowne ocalenie i modlić się za tych, którzy zginęli śmiercią męczeńską.
Zmarł 29 stycznia 1968 roku. Pochowany jest na cmentarzu parafialnym w Kórniku.
Nie było Go już wśród polskich księży, którzy z Biskupem Kazimierzem Majdańskim i Biskupem Ignacym Jeżem - byłymi więźniami Dachau - 20 sierpnia 1972 roku na zewnętrznej ścianie kaplicy „Śmiertelnego Lęku Pana Jezusa” znajdującej się na terenie byłego obozu koncentracyjnego umieścili tablicę pamiątkową. Napis w języku polskim brzmi:
„Tu w Dachau, co trzeci zamęczony był Polakiem.
Co drugi z więzionych tu Księży Polskich złożył ofiarę z życia.
Ich Świętą pamięć czczą Księża Polscy – Współwięźniowie.
Fakt eksterminacji księży polskich w Dachau podkreślił J. E. Kardynał Augustyn Hlond w liście z 10 czerwca 1945 roku przesłanym z Rzymu na ręce wyzwolonych księży „Trzeba nam będzie pracować za siebie i za umarłych”.
Jesteśmy winni obecnym i przyszłym pokoleniom przekazać możliwie pełną wiedzę o tych, którzy cierpieli za wiarę w Boga i za to, że byli polakami. Wśród nich jest Ksiądz Marian Szczerkowski - polski kapłan.