Ks. Abp Kazimierz Majdański
O.P. "Polska Bogiem Silna"
Źródło: NPW 5-6, 2005
Martyrologium polskiego Duchowieństwa
Świadectwo przekazane 22 listopada 2003 r. na KUL podczas XXVIII Dni Duchowości nt. „Świadek Jezusa”.
Czcigodni Uczestnicy XXVIII Dni Duchowości!
Proszę mi pozwolić na samym wstępie dokonać następującego skrótu myślowego: II wojna światowa zostawiła nam w swej ponurej spuściźnie dwie nazwy-symbole: na Wschodzie Katyń, a na Zachodzie Dachau. Symbole zaplanowanej eksterminacji. W Dachau stopniowo gromadzono polskich księży z innych obozów i więzień. I stał się ten obóz głównym miejscem ich męczeństwa.
Co roku zwiedza to miejsce około miliona osób z ponad 120 krajów świata. Zwiedzający mają okazję czytać czterojęzyczną tablicę, która głosi: „Tu, w Dachau, co trzeci zamęczony był Polakiem, co drugi z uwięzionych tu księży polskich złożył ofiarę z życia”.
W obecnej relacji pragnę przedstawić o tej „ofierze z życia”, w sposób najbardziej zwięzły, świadectwo własne. I proszę tak przyjąć obie części relacji: słowną i filmową.
„Będziecie Moimi świadkami” (Dz 1, 8)
Władcy obozowi uznali cywilizację śmierci za swoją, odbierając wszelkie prawa człowiekowi, którego w imię tej cywilizacji skazywali na największe upodlenie. Z jakiego powodu to czynili? – Nikt mnie w chwili aresztowania 7 XI 1939 roku nie pytał nawet o imię i nazwisko. I tak było z wszystkimi wtedy aresztowanymi w Seminarium Włocławskim profesorami i alumnami. Personalia spisywano dopiero po wtrąceniu nas do więzienia. Co więc było powodem aresztowania? Proszę uwierzyć – to sutanna, jako znak przynależności do polskiego duchowieństwa katolickiego. Wystarczył ten znak najzupełniej jako powód aresztowania i okrutnego prześladowania, które miało doprowadzić do śmierci. Jej egzekutorzy nosili nawet na swych mundurach symbole śmierci.
Nie odeszły więc za naszych dni w niepamięć czasy pogańskich cezarów, tchnących nienawiścią do wszystkiego, co chrześcijańskie! W XX wieku miejsce Neronów i Dioklecjanów zajęli straszliwi przywódcy zachwyconych nimi tłumów, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie.
Skąd się to zjawisko wzięło? I kto pozwolił na to, by jakikolwiek skrawek ziemi uczynić przestrzenią tortur i śmierci?
Na naszej pierwszej stacji obozowej, Sachsenhausen pod Berlinem, gdy tylko brama się zamknęła – silne uderzenia kijem w głowę przy wysiadaniu z ciężarówek i komenda: „Laufschritt” – bieg. W obozie tylko bieg. Także ludzi steranych wiekiem, popędzanych odtąd ciągłym wrzaskiem: „Los! Los!” – do końca ich dni.
Hołd oddawany śmierci, okrutnej i panującej wszędzie: na placu apelowym, w łaźni, przy pracy, w szpitalu obozowym, na Lagerstrasse i po wszystkich kątach obozowych baraków, zwanych „blokami”. Wszędzie! A więc więźniowie jeszcze ocaleni – także zawsze o krok od śmierci.
Władcy obozowi, wszystkich szczebli (byli wśród nich także i sami więźniowie), byli katami. A jednak znalazły się wyjątki. Świadczyły o tym, że człowiek zawsze może pozostać człowiekiem. Niech wystarczą dwa nazwiska: naszego blokowego, Frey’a, prawdziwego człowieka, oraz głównego pielęgniarza na zbrodniczej stacji doświadczalnej, Stöhra: ratował życie innych, ryzykując to własnym życiem.
Poza jednak zjawiskami najzupełniej wyjątkowymi – szalała bezkarnie cywilizacja śmierci. W jej ocenie więźniowie, to numery. Numery nadają się i do liczenia (w obozie ciągle liczono), i do unicestwienia.
Cywilizacja śmierci jest zachłanna. Toteż w Dachau nie wystarczyło przenikające zimą przez więzienne drelichy bardzo dokuczliwe zimno, ani nie mniej dokuczliwy latem skwar, ani głód żywych ludzkich szkieletów, pędzonych do nieludzkiej pracy. To za mało. Zostały więc otwarte stacje potwornych doświadczeń pseudo-medycznych i wysyłano masowo tzw. „transporty inwalidów” do komory gazowej. Otóż zarówno stacje doświadczalne, jak i „transporty inwalidów”– bogato były obsyłane księżmi polskimi. Sama stacja doświadczalna z malarią, prowadzona przez profesora Schillinga, zgłosiła zapotrzebowanie na trzystu polskich księży.
O co więc w ostatecznych wymiarach chodziło?
- O wierność Bogu do końca, za cenę życia. Pretiosa in conspectu Domini – mors sanctorum Eius – „Cenna jest w oczach Pana śmierć Jego wyznawców” (Ps 116, 15). Jak Boski Mistrz „posłuszni aż do śmierci” (por. Flp 2, 8) – Jego świadkowie (por. Dz 1, 8).
Tak stawała się w Dachau „ofiara z życia” co drugiego z polskich Duchownych. - Śmierć przychodziła niekiedy tak cicho, jak przyszła do alumna Seminarium Włocławskiego Tadeusza Dulnego: zgasł na moich oczach w czasie południowej przerwy niekończącego się upalnego dnia morderczej pracy. Stało się to „na bloku”, co oszczędziło, zwykłego w takich warunkach, polewania zimną wodą, by może jeszcze ocucić i popędzić do pracy. Umarł piękny człowiek, niesłychanie uczynny, pogodny i cichy, nawet wśród piekielnej, bo nienawistnej wrzawy obozu. Został beatyfikowany. Wolno mi teraz do niego się modlić, chociaż w Seminarium był moim młodszym kolegą.
Tadeusz opiekował się troskliwie starszym kapłanem, proboszczem z Gosławic koło Konina. Był to Ks. Dominik Jędrzejewski, także beatyfikowany. Nieodmiennie jasne, pogodne spojrzenie i spokojna moc w „Nie” wypowiedzianym, gdy władze obozowe zaproponowały (na skutek wyjątkowych starań) zwolnienie, pod warunkiem, że więzień wyrzeknie się pełnienia funkcji kapłańskich.
- Natomiast nasz Rektor w Seminarium Włocławskim, błogosławiony Ks. Henryk Kaczorowski (podobno pierwszy doktor teologii na KUL), zawsze niewiarygodnie pracowity i systematyczny, zawsze zdyscyplinowany asceta, w obozie promienny spokojem i pogodą ducha – odszedł na śmierć w „transporcie inwalidów” przerażony ciosem, jaki wymierzył jego przyjacielowi, żegnającemu go, tzw. „sztubowy”. Raczej bestia niż człowiek.
- Przychodziła śmierć, by w ostatnim tchnieniu życia wydobyć heroiczne wyznanie: „Oddaję życie za moich parafian. Proszę im to powiedzieć”. Tak umierał bardzo skromny wiejski proboszcz, Ks. Czesław Domachowski.
- Ks. Józef Szymak, człowiek wyjątkowo zahartowany, załamał się rażony wiadomością o tym, że Niemcy rozebrali mury kościoła, który budował, z największym wysiłkiem, dla swojej małej, wiejskiej parafii.
- Trzech księży Prabuckich, rodzonych braci z diecezji chełmińskiej, odchodziło kolejno; dwaj młodsi żegnani przez najstarszego, Pawła, który odszedł ostatni. Wrócimy do tych Trzech w relacji filmowej.
- Przychodziła śmierć, by dokończyć świadomej, całopalnej ofiary. Tak umierał Ks. Biskup Michał Kozal. Wiedział, że z obozu nie wyjdzie, złożywszy Bogu ofiarę ze swego życia: „Za Kościół i za Polskę”. Zginął podobnie, jak O. Maksymilian w Oświęcimiu: dobity zastrzykiem. Był pierwszym beatyfikowanym spośród Dachauczyków. „Wierny aż do śmierci” (Ap 2, 10), jak Biskup ze Smyrny.
Nikt nie był świadkiem obozowego życia i zgonu Biskupa Władysława Gorala z Lublina. Okno jego celi było w Sachsenhausen szczelnie zabite deskami. Dlaczego? Jak znosił tę straszliwą izolację? W 50-lecie naszego wyzwolenia byłem w jego celi. Widziałem też położoną w sąsiedztwie celę gen. Grota-Roweckiego. Jakie tajemnice kryły te cele?
I jeszcze spojrzenie na stację doświadczalną z tzw. „Kunstphlegmone”... Wypełniona podobno najpierw Żydami i zawodowymi przestępcami, potem już tylko księżmi polskimi. Mam obowiązek opowiedzieć o jednym z nich, bo to młody wykładowca filozofii w Zgromadzeniu Księży Oblatów, Ks. Józef Kocot, którego byłem najbliższym sąsiadem. Męka umierającego straszna. Pomoc niemożliwa. Noc na chwilę uśpiła sąsiada – świadka bolesnego konania. Gdy się ocknął, łóżko było już puste. Odszedł bardzo cierpiąc i milcząc.
Badania wykazywały, że miałem iść za nim, ale nie przewidziały cudownego ocalenia.
A wspomnienie o Tobie, Drogi Sąsiedzie na stacji doświadczalnej, niech zamknie nadto krótką opowieść o zwycięstwie życia nad śmiercią. Prawdziwego życia nad pozorną śmiercią.
„Co drugi z uwięzionych tu księży polskich...” Tak w Dachau.
A jak w całej Ojczyźnie? – Oto świadectwo:
„Kościół katolicki w Polsce doznał w okresie II wojny światowej ogromnych strat osobowych. Przed 1 września 1939 r. liczba księży diecezjalnych wynosiła 10 017 osób. Z ilości tej blisko dwadzieścia procent kapłanów poniosło śmierć w więzieniach, egzekucjach lub obozach koncentracyjnych. Trzydzieści procent zostało dotkniętych represjami okupanta. Ogółem lata wojny wyeliminowały prawie pięćdziesiąt procent księży z pracy duszpasterskiej. Do tego doliczyć trzeba ofiary, jakie poniósł kler zakonny [...]. Tragizm sytuacji pogłębiał fakt, iż w znacznej części ginęli ludzie w sile wieku, najbardziej zaawansowani w twórczej pracy”.
Wolno w tym miejscu zapytać: Co by się stało z Duchowieństwem polskim, gdyby okupacja trwała dłużej?
Upodlenie najgłębsze
Jako bliski sojusznik cywilizacji śmierci panowało w obozie nieodmiennie niesłychane okrucieństwo, stosowane wobec księży polskich w sposób zupełnie szczególny. Także wobec kapelanów wojskowych.
Okrucieństwo fizyczne i duchowe
W obozie odbywały się tzw. „wysokie odwiedziny”. Ks. Biskup Kozal musiał wtedy wystawać godzinami przy głównej bramie obozu. Przecież ciekawy „eksponat”! Skrajne prostactwo w kraju, który się szczycił wysoką kulturą.
Poniewieranie drugim człowiekiem szło w parze z wymaganiem oznak najwyższej czci dla władców. Przy przechodzeniu obok esesmana – zawsze „czapka z głowy” i postawa sprężona, jak na defiladzie. Bicie więźnia – najczęściej po twarzy – także z tej postawy nie zwalniało. Komenda „Achtung” obowiązywała nawet wtedy, gdy tzw. „komisja” wchodziła na straszną stację doświadczalną.
I tuż obok totalnego niewolnictwa – zakłamanie.
Komendant więzienia powiedział nam już we Włocławku: „Każdy z was jest «Schutzhäftling». Niedługo jest wasze święto 11 listopada. Trzeba was było wziąć w opiekę (Schutz) przed gniewem polskiego ludu”. Komendant wierzył w to, co mówił. Jaką przeszedł szkołę?
Na bramie obozu napis: „Arbeit macht frei – Praca da ci wolność”. Ale za bramą już zupełnie inne słowa: „Na wolność wyjdziesz przez komin krematorium. Czy widzisz jego dym?”
Tortury obozowe nazwano, jak na szyderstwo, „sportem”.
Mieszkańcy miasta Dachau chyba niewiele o nas wiedzieli albo zgoła nic. Propaganda krzyczy, kiedy chce. I nakazuje milczenie też wtedy, gdy tego chce.
Co się stało z tymi rosyjskimi jeńcami wojennymi, dla których w obozie przygotowano wiele miejsca i którzy nigdy tu nie przybyli?
Co się stało z gromadką dzieci żydowskich, przywiezionych do Dachau z krajów nadbałtyckich? Przypadkowo spotkałem te dzieci, a nawet krótko z nimi rozmawiałem, ale szybko ślad po nich zaginął.
W jednym i drugim przypadku – milczenie absolutne.
Dostępną lekturą był w obozie organ partii „Völkischer Beobachter”, z kłamliwymi komunikatami wojennymi i z tekstami, które szły śladem przemówień Goebbelsa. Z kłamstwem obozowym bratało się kłamstwo głośne i oficjalne.
„Kłamca i zabójca od początku” – powiedział Zbawiciel o sprawcy zła (por. J 8, 44). To właśnie tak!
Zwycięstwo cywilizacji życia
„Co drugi złożył ofiarę z życia”. Ten napis wyryty na spiżowej tablicy w Dachau mówi o tym, że okrutna cywilizacja śmierci była tu zwyciężana najwyższą ofiarą, która prowadzi do życia: „Pretiosa in conspectu Domini – mors sanctorum Eius”.
Cywilizację śmierci inspiruje nienawiść do człowieka, którego niszczy. Ale niszczy pozornie: „Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało...” (Mt 10, 28).
Ta cywilizacja jest skierowana przeciw Bogu, który „jest Miłością” (1 J 4, 8) Jakże mogłaby zwyciężyć?!
W obozie szydzono z Boga i z Kościoła. Mówiono o księżach „rzymskie psy”. Kazano znieważać Krzyż i różaniec. Przymierze z Bogiem było jednak niezłomne. Pobity do krwi Ks. Edward Grzymała, wtedy, gdy do gromadki księży mówił na ich prośbę o sprawach duchowych, gdy go potem pocieszałem, powiedział: „To zaszczyt dla imienia Jezusa zniewagę cierpieć” (por. Dz 5, 41).
Więc w obozie śmierci – przymierze z życiem. Przymierze o wielorakim obliczu. Przymierze z Bogiem. Modlitwa w ukryciu i spowiedź w ukryciu, i... tęsknota za Eucharystią.
Ks. Stefan Frelichowski stworzył w obozie, wraz z Ks. Bolesławem Burianem (późniejszym ojcem duchownym Seminarium polskiego w Paryżu), rodzaj sprzysiężenia, którego członkowie mieli za zadanie każdego dnia wszystko czynić i znosić jak najlepiej – na chwałę Boga, a wieczorem, o godzinie 21-ej, składać z tego meldunek Matce Najświętszej. Apel!
Przymierze z Bogiem i z człowiekiem.
Gdy wybuchła epidemia tyfusu plamistego, poszli usługiwać zakażonym polscy kapłani; 22 spośród nich zmarło. Wśród nich właśnie Ks. Frelichowski, beatyfikowany. „Nie ma większej miłości, jak gdy ktoś życie daje za przyjaciół swoich” (J 15, 13). To tak w Oświęcimiu O. Maksymilian: oddał życie za nieznanego sobie człowieka. Wystarczyło, że ten człowiek powiedział: „Żal mi żony i dzieci!”
I takie, jakby zupełnie zwyczajne, przeżycie: Po zgonie Ks. Kococa byłem najbliższym sąsiadem na stacji doświadczalnej Ks. Leopolda Biłko, proboszcza z Karwiny na Zaolziu. Otóż gdy stała się rzecz nieprawdopodobna i dopuszczono do obozu paczki żywnościowe, bo więźniowie zbyt szybko wymierali, Ks. Biłko otrzymał pierwszy i niemało. Głodomory z różnych zakątków rewiru to wyczuły, a Ks. Biłko dzielił. Aż wreszcie powiedział do mnie: „Dla nas nic nie zostało. Ale tak byłem wychowywany w Seminarium: Jeżeli ci żal czegokolwiek dać, daj natychmiast”.
I przymierze z Ojczyzną.
Władze obozowe spodziewały się poważnych sukcesów oferty ogłoszonej księżom polskim w dniu 5 V 1942. Powiedziano: „Kto czuje przynależność do narodu niemieckiego, niech wystąpi, będzie odpowiednio traktowany”. Nie wystąpił nikt.
Kościół zawsze najbardziej szczycił się męczennikami. Niech się nimi szczyci także i Ojczyzna, ochrzczona od kołyski swoich dziejów i od początku wyposażona w Męczenników, od czasu pierwszych Męczenników polskich aż do czasów ostatnich. Chrystus Pan mówi nieodmiennie: „Będziecie Moimi świadkami”. Mówi też: „Nie lękajcie się!” (Mt 17, 7). I zapewnia: „A oto Ja jestem z wami” (Mt 28, 20). Był. I była Matka, „Nadzieja nasza”. I był „Cień Ojca”. Ocalił dotąd ocalałych w sposób niezwykły w ostatnich chwilach obozu Dachau. Dlatego może mieć miejsce obecne świadectwo.
Czcigodni i Drodzy Uczestnicy Dni Duchowości nt. „Świadek Jezusa”!
Pragnąłem swoje świadectwo przekazać osobiście, ale nie zdołałem. Znalazłem jednak zastępców, którym za ich uczynność dziękuję.
Wyznaję z prostotą, że uważałem przekazanie swego świadectwa za ważne. Pracowałem jednak nad skrótem pierwotnego tekstu, by mogła zostać przedstawiona druga część relacji: krótki film, zatytułowany: „Czas Wielkiej Próby”, ale mówiący na temat dziś mi zadany.
O Martyrologium polskiego Duchowieństwa mówi także książka, o której ośmielam się wspomnieć, a która nosi tytuł: „Będziecie Moimi świadkami”. (Nie tak dawno ukazało się jej trzecie wydanie w języku polskim.) Ma ona związek ze stałym nauczaniem Papieża Jana Pawła II o męczeństwie i męczennikach. I gdyby nie delikatna inspiracja Ojca Świętego (przemówienie z 14 VIII 1986), książka ta by nie powstała.
„Będziecie Moimi świadkami” (Dz 1, 8) – powiedział Boski Mistrz. Dziękujemy Mu najpokorniej za to, że te Jego słowa sprawdzają się wśród nas, a ich nosicielami stali się najpierw nasi Kapłani: „Stali się godni dla Imienia Jezusowego zniewagę cierpieć” (por. Dz 5, 41). Jakże bardzo godni!
Kardynał J. Wright, prefekt Kongregacji ds. Duchowieństwa, uważał za swój obowiązek zrelacjonować w liście do Kardynała Stefana Wyszyńskiego spontaniczną opinię dziennikarską o niezwykłej postawie Księży w Dachau. Opinia brzmi tak:„Charakterystyczne jest to, co napisała o postawie świadectwa Kapłanów-Więźniów dziennikarka amerykańska Dorota Thomson, dziennikarka politycznie nie zaangażowana i bez określonej przynależności religijnej. W przeprowadzonych wywiadach z tymi, którzy ocaleli w obozie w Dachau: z Żydami, z uczonymi, z osobistościami politycznymi i z innymi więźniami wszystkich klas i narodowości, stawiała to jedno pytanie: «W pośrodku tego piekła, jakim było życie w Dachau, które odczłowieczało, degradowało, poniżało, kto najdłużej zachował swoje człowieczeństwo, zdrowy umysł ludzki? Które osoby zapominając o własnej nędzy, poniżeniu, służyły innym cierpiącym w tym piekielnym systemie? Które osoby zachowały tożsamość samych siebie, swoją godność, nadzieję [...], kiedy inni ginęli tracąc ufność i życie?». Odpowiedź była jedna, zawsze ta sama: «To byli kapłani katoliccy!» Oni wiedzieli, dlaczego tam się znaleźli! Oni wiedzieli, że pozostało tylko ich świadectwo! Ich poświęcenie, ich powołanie! Oni wiedzieli, że na to ich świadectwo czekali wszyscy: współwięźniowie, brutalni prześladowcy, sam Bóg! Wiedzieli, że dawać świadectwo to ich powołanie, niezależne od warunków i czasu, a zależne tylko i wyłącznie od naśladowania Jedynego Wzoru, Jedynej Osobowości, Jedynego Powołania, jakim jest Jezus Chrystus, Wieczny i Najwyższy Kapłan, Wierny Świadek Boży!”.
„Stali się godni dla Imienia Jezusowego zniewagę cierpieć” (por. Dz 5, 41). Mówiąc o Nich, rozważamy wspaniały rozdział dziejów Kościoła w naszej Ojczyźnie.
Zakończyłem tworzyć podstawową redakcję tekstu w Łomiankach, dnia 11 listopada 2003 roku, w rocznicę odzyskania Niepodległości, a jednoczenie w rocznicę rozpoczęcia doświadczeń w Dachau, dnia 11 listopada 1942 roku.
+K.M.