In English In Italiano Auf Deutsch
Bazylika otwarta codziennie od 6:00 do 19:00
Sekretariat Sanktuarium:
Kancelaria Parafialna:
Sklepik z pamiątkami:
Dom Pielgrzyma:
Restauracja św. Józefa:
62 7 575 822 / 8.00 - 13.00
789 087 043 / 10.00 - 12.00, 16.00 - 18.00
797 630 389 / 10.00 - 16.00
510 733 166 / 8.00 - 21.00
604 844 368 / 12.00 - 16.00
top
/ Home / Biblioteka św. Józefa

Bp Roman Pindel
- Homilia wygłoszona w I czwartek
5 lutego 2015 r.

Moi drodzy, gromadzimy się w tym Sanktuarium, ale także w naszych domach przed odbiornikami telewizyjnymi i radiowymi, aby słuchać słowa Bożego i uczestniczyć w tej Eucharystii, a to znaczy, że kiedyś uwierzyliśmy w Jezusa i wciąż pragniemy Go słuchać. Kiedy skończy się ta Eucharystia i będziemy wracać do domu, trzeba abyśmy sobie uświadomili, że On nadal chce do nas mówić. Będzie mówił przez to, że słowo, któreśmy usłyszeli może zapaść w naszym sercu i możemy zechcieć wracać do niego i próbować je zrealizować. Kiedy wrócimy do naszego domu to odkryjemy, że przecież słowo Boże, Jezus Chrystus w tym naszym domu jest choćby przez to, że gdzieś w naszym domu jest egzemplarz Pisma Świętego. Warto, byśmy się zastanowili gdzie on jest. Warto, abyśmy dziś zastanowili się, co możemy uczynić, aby słowo Boże w naszym domu miało jakiś wpływ na nasz dom, na nas samych, na naszych najbliższych, na całą naszą rodzinę. Chcemy temu poświęcić to nasze rozważanie w czasie tej Eucharystii: gdzie Pismo Święte jest w naszym życiu i w mieszkaniu. Jak jest traktowany nasz egzemplarz Pisma Świętego? W czym wyraża się nasz szacunek do Boga i do Jego słowa?

Zacznijmy od pytania: gdzie w naszym domu umieściliśmy, położyliśmy, a może zapomnieliśmy, nasz egzemplarz Pisma Świętego? Miejsce, w którym znajduje się nasza Biblia wiele o nas mówi. Czy jest wśród takich książek, które uważamy za najpiękniejsze, okazałe, wartościowe: najpiękniejsze albumy, okazałe książki, stare, pięknie oprawione? Czy może jest wśród takich książek, które się ciągle wyjmuje z półki? A może jest raczej gdzieś na dolnej półce w drugim rzędzie wśród takich książek, których jeszcze nie wyrzuciliśmy, ale od dawna ich nie używamy? Co nam podpowiada to miejsce, w którym umieściliśmy nasz egzemplarz Pisma Świętego w naszym domu?

Roman Brandstaetter wychowany w pobożnej rodzinie żydowskiej w Tarnowie miał ogromne szczęście, że urodził się i wzrastał w takim domu, w którym wszyscy wiedzieli gdzie jest Biblia. Od małego dziecka mógł obserwować niezwykły do niej szacunek mężczyzn przede wszystkim. W książce bardzo niewielkiej, ale bardzo znamiennej „Krąg biblijny” pisze tak: Miejsce, na którym leżała Biblia było dla mnie miejscem wyróżnionym. Odczuwałem niezwykle wyraźnie nadzwyczajność tego miejsca. Było ono środkiem całego mieszkania wyniesionym wysoko nad całe mieszkanie, punktem, dokoła którego wszystko się obracało. Gdy ojciec wieczorem czytał Biblię chodziłem po pokoju na palcach. Dziadkowi nigdy bym się nie ośmielił przerwać tej lektury. Obaj byli dla mnie w takich chwilach naznaczeni przywilejem nietykalności. Od najmłodszych lat byłem świadkiem nieustannej manifestacji świętości tej Księgi, jej kultu i wywyższania.

Nieraz widzimy dziś, zwłaszcza kiedy odwiedzam rodzinę, w której jedno z rodziców było w Ruchu Światło – Życie, że jest w domu rodzaj ołtarza, na którym znajduje się otwarte Pismo Święte, czy to na stole, czy też na pewnego rodzaju półce przywieszonej na ścianie, gdzie obok została postawiona figurka Niepokalanej, nieraz świeca. Ktoś założył rodzinę i wziął ze sobą Pismo Święte, które zna, które czyta i ma w tym mieszkaniu od początku swojego małżeństwa tą otwartą księgę Pisma Świętego. Nie ma wątpliwości, gdy ktoś wejdzie do takiego mieszkania, że słowo Boże w tej rodzinie ma ogromną rolę, że działa, że Bóg przemawia, że ludzie w tym domu gromadzący się i tworzący tą rodzinę, ale także i goście są zaproszeni do tego, aby się pochylić nad tą ciągle otwartą księgą Pisma Świętego. Mało tego, w Polsce stosunkowo często spotyka się w pociągu, w podróży ludzi starszych i młodszych, którzy mają ze sobą egzemplarz Pisma Świętego. Widocznie są przyzwyczajeni do tego, że słowo Boże powinno być z nimi nie tylko w domu, w wyróżnionym miejscu, ale także w podróży. Jakże to, zostawić słowo Boże w domu i wybrać się w podróż bez niego? Pismo Święte towarzyszy wielu Polakom w daleką podróż, na pielgrzymkę, na rekolekcje, ale także na wczasy, do sanatorium.

Przed laty przeczytałem ciekawy wywiad z Anną Dymną, aktorką Teatru Starego w Krakowie. Wyznała w tym wywiadzie swoje osobiste od lat niezwykłe przywiązanie do Pisma Świętego. Mówiła w tym wywiadzie tak o Biblii: To jest książka, z którą się nie rozstaję. W ogóle bardzo dużo czytam. Gdy wyjeżdżałam za granicę zabierałam zawsze kilka książek, lecz już po tygodniu nie miałam co czytać. I wtedy zaczęłam jeździć z Biblią. Oto Księga, którą się czyta całe życie i nigdy się jej do końca nie przeczyta. W zależności od czasu w jakim czytamy, od wieku w jakim jesteśmy co innego się w niej odkrywa. Ta Księga jest pełna tajemnic. Tu zapisane jest wszystko, co dotyczy człowieka.

Moi drodzy, jak z naszym pierwszym krokiem w odniesieniu do słowa Bożego? Czy jesteśmy gotowi wrócić do domu i odszukać to miejsce, gdzie jest nasza Biblia? Czy jesteśmy gotowi uczynić jakiś krok, który będzie znaczący, symboliczny, przemawiający do tych, którzy będą nas odwiedzać? Czy jesteśmy gotowi postawić w odpowiednim miejscu ten nasz egzemplarz Pisma Świętego, który chcemy uczynić ważnym w naszym życiu? Wielu ludzi zaczynało czytać Pismo Święte, albo czytało przez kilka dni. Potem przyszło zniechęcenie, albo znudzenie, albo po prostu uznali, że jest to zbyt trudna Księga, nie dla nich. Są ludzie, którzy wciąż pytają o sposób, o metodę, jak mają czytać, albo o porządek w jakim powinni się zapoznawać z kolejnymi Księgami Biblii. Tymczasem najważniejsze jest to, aby czytać, wciąż czytać, po prostu otwierać i czytać tak jak potrafimy, tak jak umiemy, tak jak rozumiemy.

Jedni czytają do końca swojego życia tę Księgę samotnie, zwłaszcza starsi ludzie, których znam, nieraz mają ten egzemplarz na stoliku obok łóżka. Średnie pokolenie oraz młodsi mają raczej tam, gdzie pracują, na biurku, na stole. Jedni czytają sami, ale inni szukają jakiegoś kręgu biblijnego, jakby powiedział Brandstaetter, czyli kręgu ludzi, którzy się pochylają razem nad Pismem Świętym. Czytają razem, to znaczy czytają, słuchają, wsłuchują się w swoim sercu, a potem dzielą się tym, jak zrozumieli, jak odebrali, co wydaje im się, że Bóg powiedział przez ten fragment, który wspólnie czytali. Są tacy, którzy trafili w swoim życiu na dobrą książkę i mówią: od tego momentu wszystko albo prawie wszystko stało się jasne. Niektórzy trafili na jakiegoś przewodnika w lekturze Pisma Świętego, czy to kapłana, który zachęcił, albo dał w prezencie i zachęcił do czytania, czy to jakiegoś świeckiego animatora, który pokazał jak sam czyta, a potem zostawił i ten zwyczaj, ten sposób czytania pozostał w tym konkretnym człowieku, który spotkał szczęśliwie na swojej drodze takiego przewodnika.

Wspomniany już Roman Brandstaetter miał szczęście, że w swoim domu doświadczył nie tylko szacunku, tego wyróżnienia Biblii, ale także znalazł w swoim domu zachętę do tego, aby czytać. To bardzo niezwykłe słowa, bo zapisał je, tak jak zapamiętał z dzieciństwa: każde słowo Pisma, tak pisze, kryje tajemnicę. A ponieważ do tajemnicy wiedzie zazwyczaj wiele dróg staraj się Biblię czytać na różne sposoby. Niekiedy czytaj z mędrca szkiełkiem i okiem, badaj uważnie każde słowo tekstu, innym zaś razem popuść wodze wyobraźni i rozważaj z bystrością nieco mniej badawczą i wyostrzoną, ale za to z sercem bardziej otwartym te wypadki, które dzieją się na kartach Księgi. Za każdym razem odnajdziesz w tych fragmentach inne wartości. Jeżeli przeczytasz ten i ów rozdział dwadzieścia razy powinieneś przynajmniej dziesięć razy czytać go inaczej i za każdym razem odkrywać w nim inne obszary. Nigdy jednak nie bądź pewny, że dotarłeś do właściwego jego sensu, do sedna sprawy, nie popadaj też w popłoch, jeśli za każdym czytaniem inne wartości wydobędziesz z tego samego tekstu nawet takie, które nawzajem sobie przeczą. Biblia jest żywiołem bez granic, nikt z badaczy, egzegetów, teologów, uczonych i pisarzy nie dotarł do jej najgłębszych źródeł. Dlatego ty sam nie zrażaj się jeżeli czegoś nie rozumiesz, mądrzejsi od ciebie również nie rozumieli wszystkiego, ale bądź zawsze przygotowany na niesamowite odkrycia i znaleziska, które podczas poprzednich lektur wymknęły się twojej uwadze. Ten sam rozdział czytać będziesz wielokrotnie i nie wpadniesz na ślad tego, czego szukasz, aż nagle za którymś razem nie tylko otrzymasz jasną odpowiedź na trapiące cię pytania, ale trafisz na dotychczas niezauważone przez ciebie pokłady obrazów i myśli i wtedy ujrzysz to, co było całkowicie zasłonięte przed tobą podczas wszystkich poprzednich lektur. Biblia jest podobna do Boga, nie pozwala, by ją poznawano i zgłębiano do samego dna.

Moi drodzy, czy jesteśmy gotowi na drugi krok? Czy chcemy czytać systematycznie i powiedzieć sobie: spróbuję co tydzień, raz w tygodniu 15 min., a może stać nas na to, żeby czytać w sobotę i w niedzielę, a może spróbujemy codziennie, jeżeli tylko czas na to pozwoli, otworzyć i czytać kolejny fragment. Pewnie trzeba by było zacząć od Ewangelii bo to jest poznawanie samego Jezusa. Pewnie trzeba by było przeczytać ze dwa, a może trzy razy same Ewangelie, żeby poznać to, co jest najważniejsze w całym słowie, które jest skierowane od Boga do nas. Pewnie po lekturze całego Nowego Testamentu dopiero sięgniemy do Ksiąg Starego Testamentu i wtedy nam będzie łatwiej, bo to, co jest zapowiadane w Starym Testamencie to w jakiś sposób się wyjaśnia i mamy odniesienia do tego, cośmy przeczytali wcześniej w Nowym Testamencie.

Biblia może się stać, kiedy zaczniemy czytać, także niezwykłym sposobem spotkania się rodziny. Przy czytaniu wspólnym męża, żony, dzieci odkrywa się różne treści. Inaczej ten sam tekst będzie rozumiało dziecko, inaczej mężczyzna, inaczej kobieta, czymś innym podzieli się starszy człowiek. Jedno słowo od Boga często umocni na różny nieraz sposób kolejnych członków rodziny. Kiedyś mąż i żona czytali wspólnie tekst z Listu do Efezjan o miłości Chrystusa do Kościoła. Tak się stało, że była to któraś rocznica ich ślubu i mówią to przeczytajmy ten List św. Pawła, który jest tak bardzo ważny i tak bardzo przybliża czym jest związek mężczyzny i kobiety. I po przeczytaniu tego fragmentu najpierw mąż wskazał na słowa, które go najbardziej poruszyły. To są te słowa: Mężowie miłujcie żony bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. I mówił ów mąż w tę rocznicę ślubu: uwierz mi, że nie wiedziałem wcześniej, że mam aż tak bardzo cię kochać, a tym bardziej nie przyszło mi to do głowy, że ten św. Paweł chce, abym ja się starał, abyś ty była święta i to dzięki mnie. Nie przyszłoby mi to wcześniej do głowy, gdybym dziś z tobą nie czytał tego fragmentu Listu do Efezjan. Ten sam mąż był jeszcze bardziej zaskoczony, kiedy usłyszał za chwilę słowa swojej żony: a mnie uderzyły inne słowa, które w tym fragmencie wspólnie żeśmy czytali. I przeczytała te słowa: Żony niechaj będą poddane swym mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony jak i Chrystus Głową Kościoła, On Zbawca ciała, lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom we wszystkim. Wiesz, usłyszał ów mąż, teraz inaczej rozumiem to, że masz przewodzić w naszej rodzinie. Chcę się modlić, abyś był mądrą głową w naszym domu. Jeden fragment z Listu do Efezjan czytany wspólnie, w domu pozwolił odkryć kim jest mąż wobec żony i jakie jest odniesienie żony do męża, jeżeli małżeństwo chce być odbiciem tej relacji jaka jest między Chrystusem a Kościołem.

Nie wystarczy jednak szanować ten konkretny egzemplarz Pisma Świętego w naszym domu, a nawet nie wystarczy czytać Pismo Święte i to na różne sposoby i to w miarę regularnie. Nie wystarczy nawet czytać w najbardziej uczonym kręgu biblijnym, ale tak naprawdę chodzi o to, aby przyjąć słowo Boga tak, jak ono na to zasługuje, a więc nie tylko je rozumem, ale przyjmuję sercem i swoją wolą. Chcę, pragnę właśnie w taki sposób działać. Gdy tak przyjmuję każde słowo odczytane w Biblii to spotykam się z Jezusem bo o to chodzi, aby nie tylko widzieć tekst, rozpoznawać litery i słowa, analizować, ale spotkać się z Jezusem, który jest tym Słowem najlepszym, najbardziej dokładnym, najbardziej bliskim nam. Z takiego spotkania, jeżeli słowo dotrze do mojego serca i mnie poruszy, to musi coś wynikać, jakaś odpowiedź, nie tylko emocjonalne przeżycie, poruszenie.

To pewnie będzie najpierw odpowiedź na kształt modlitwy, odpowiedź na to, jak zrozumiałem, jak to podejmuję, co to zmienia w moim myśleniu i moich pragnieniach. Dopiero taka modlitwa zasługuje na bycie dialogiem człowieka z Bogiem albo Boga z człowiekiem bo Bóg jest pierwszy, który mówi do człowieka przez to odczytywane słowo. Człowiek jest drugi bo przyjmuje to słowo, nie wyrywa się przed Bogiem, nie próbuje kombinować, jak ma się modlić, ale przyjmuje, że to Bóg do niego wypowiedział te konkretne słowa, które przed chwilą odczytał i teraz próbuje je zrozumieć, nieraz pytać i odpowiedzieć w modlitwie z szacunkiem wobec Tego, który do niego przemówił. Nieraz może być to taka modlitwa, w której człowiek mówi: Panie, nie rozumiem, ale mam nadzieję, że mi dasz zrozumienie tego słowa. Może też być modlitwa tego typu: Panie, teraz odkrywam ile jest we mnie nieuporządkowania, uwikłania, przywiązania i prośba: daj Panie siłę, abym prosił Cię, byś mnie z tego uwolnił bo widzę, że jestem tak przywiązany, że sam siebie nie uwolnię. Jeżeli jest taka modlitwa, taka odpowiedź na odczytane słowo Boże to dobrze bo to jest modlitwa autentyczna, ona dotyka mojego życia, mojej osoby i tego, co jest najbardziej tajne w moim sercu. Taka modlitwa z otwartym Pismem Świętym wciąga. Wiem, że Bóg mówi, a ja spróbuję odpowiedzieć. Taka modlitwa nie jest łatwa bo trzeba się na coś zgodzić, coś uznać, coś próbować zmienić, jeżeli poważnie traktuję to, co Bóg mówi do mnie. Można powiedzieć, że to jest jakaś łaska, że nagle człowiek, który nudził się kiedy czytał Pismo Święte, albo ciągle mówił: nie rozumiem, to zbyt skomplikowane, niczego więcej się nie nauczył, ale od pewnego dnia chce czytać nawet jeżeli wiele ciągle nie rozumie.

Kiedyś przed laty pewna kobieta napisała w jednym z czasopism: Pamiętam jak wielkim odkryciem i radością stał się dla mnie fakt, że mogę usłyszeć Boga. Gdy spotkałam się z Odnową w Duchu Świętym Pismo Święte, które wcześniej wielokrotnie próbowałam czytać i wielekroć zniechęcona odkładałam teraz ożyło. Dzięki Duchowi Świętemu mogłam odkryć, że słowa spisane wiele lat temu znajdują zastosowanie w moim niepowtarzalnym życiu. Modląc się, czytając, studiując odkrywałam Biblię jako księgę pocieszenia, ale także jako słowo Ojca, który mnie kocha i dlatego napomina. Poznawałam obietnice zawarte na kartach tej Księgi i ile razy brałam te obietnice na serio tyle razy dokonywały się w moim życiu prawdziwe cuda.

Moi drodzy, przyjmijmy słowa dzisiejszej Ewangelii jako słowo Boga skierowane do każdego z nas. Logika jest bardzo prosta. Jeżeli Bóg napisał całe Pismo Święte do wszystkich ludzi to fragment, który ja czytam jest na pewno od Boga i jest na pewno adresowany do mnie. Dzisiaj zwłaszcza, kiedy liturgia Kościoła podpowiada, że taką Ewangelię trzeba dziś przeczytać. Oto usłyszeliśmy przed chwilą, że dwunastu zostało posłanych przez Jezusa, aby wzywać do nawrócenia, aby wypędzać złego ducha, gdy kto jest opętany i aby namaszczać olejem, gdy ktoś jest chory. Do kogo szli? Do domu, do rodziny. Co działo się w takim domu? Jezus przewiduje, że mogą być przyjęci i zaproszeni i pozostać w tym domu, albo mogą być odrzuceni. Mają wtedy strząsnąć proch i iść dalej. To słowo skierowane jest do każdego z nas, uświadamia nam pewnie bardzo różne treści i myśli. Choćby uświadamia nam to, że pewnie w większości przypadków nam, którzy zapełniamy tę świątynię, nie trzeba było apostoła, który by pukał do drzwi na podobieństwo świadka Jehowy dlatego, że do nas Ewangelia zapukała przez naszych rodziców. Obserwowaliśmy ich życie, razem modliliśmy się, oni uczyli nas najpierw Aniele Boży, Stróżu mój, pewnie potem Zdrowaś Maryjo, potem Ojcze nasz i jakoś ta wiara i Ewangelia wsiąkała w nasze serca od małego. Czytając tę dzisiejszą Ewangelię odkrywamy jak to dobrze, że mieliśmy takich rodziców, jak to dobrze, że oni mogli nam przekazać tą wiarę, a myśmy ją przyjęli, żeśmy nie odrzucili tego, trwamy w tym cośmy przyjęli. I pewnie pierwszą odpowiedzią na to słowo Boga do nas jest dziękczynienie za naszą wiarę, za to, że w taki sposób, nie gwałtowny, ale łagodny najpierw, dziecięcy głoszona Ewangelia i wezwanie do nawrócenia przyszło przez naszych rodziców. Pewnie potem był znaczący jakiś katecheta, może jakaś grupa młodzieżowa, może jakieś doświadczenie życiowe. I tak trwamy przy tej Ewangelii, którą trzymamy w naszym sercu.

Kiedy czytamy drugi raz tę dzisiejszą Ewangelię mogą się pojawić inne myśli, które nam podpowiedzą jak Bogu odpowiedzieć na to słowo z dzisiejszej Ewangelii. Może będzie to niepokój, jak jest z tym słowem Dobrej Nowiny, które ja przekazuję swoim bliskim, dzieciom, mężowi, żonie, sąsiadom, przyjaciołom. Jak to jest, jak bardzo może to być podobne do tego posłania niewiadomego co do skutków, do tego posłania, którego zapowiedź jest w dzisiejszej Ewangelii: idźcie i głoście. Może w tej naszej odpowiedzi Bogu na tę dzisiejszą Ewangelię będzie prośba: daj mi Panie siłę, abym miał odwagę i moc takiego przekonywania, żeby ten na którym mi bardzo zależy uwierzył, przejął się słowami zbawienia. Może będzie bardziej dramatyczna prośba: Panie, daj mu nawrócenie bo trwa w grzechu i jakby zapomniał o tej Ewangelii, która zbawia. Spróbujmy w naszym sercu wzbudzić odpowiedź Bogu na tę dzisiejszą Ewangelię, taką odpowiedź, która odpowiada naszemu życiu, naszemu doświadczeniu, naszej konfrontacji tego, cośmy usłyszeli w dzisiejszej Ewangelii i temu, co chcemy powiedzieć Bogu jako naszą odpowiedź.