Homilia ks. dra Sławomira Kęszki wygłoszona podczas Mszy Świętej Wieczerzy Pańskiej 28 marca 2013 roku
Współbracia w kapłaństwie Chrystusowym, Przewielebni, Ks. Prałacie Jacku, Kustoszu Sanktuarium św. Józefa, Ks. Kan. Arkadiuszu, księża Jarosławie, Łukaszu, ks. Mariuszu rodem z Goliny, ks. Mariuszu rodem z Wieruszowa, ks. Szymonie, Księże Diakonie Danielu, Czcigodne Siostry Służebniczki Starowiejskie, Kochane Dzieci, Droga Młodzieży, Ministranci, Drodzy w Panu Bracia i Siostry, Parafianie, Goście, Czciciele Eucharystii, miłujący Kapłaństwo, Przyjaciele św. Józefa -
Eucharystia. Podczas jednej z wojen, które wpisały się w dzieje naszej Ojczyzny, jednej z bolesnych kart historii, grupa żołnierzy wpadła w zasadzkę. Żołnierze dostali się w krzyżowy ogień i wszyscy zginęli. Jeden z nich, ciężko ranny, żył jeszcze jakiś czas. Umoczył wówczas suchą gałązkę w swojej krwi i na bukowym liściu napisał: Do widzenia Mamo, kocham Cię! Później koledzy znaleźli przy nim ten krwią napisany list, włożyli go do koperty i posłali jego matce. Matka przechowywała do końca swojego życia ten list i zasuszoną krew swojego syna, jako najcenniejszą pamiątkę, jak gdyby w tej zasuszonej krwi swojego dziecka widziała jego samego.
To tylko nikłe podobieństwo tego, co uczynił Chrystus. W dzień przed swoją śmiercią Syn Boży pozostawił Kościołowi trwałą pamiątkę napisaną własną krwią: swoje ukrzyżowane Ciało i przelaną Krew. Siebie samego zamknął w chlebie i kielichu i umieścił na wszystkich ołtarzach świata, aby Go mieli i spożywali wszyscy, którzy kiedykolwiek się urodzą i będą głodni Boga i spragnieni wiecznego życia. Pozostawił nam nie jakiś list z kilkoma kroplami swojej zasuszonej krwi, nie tylko swój zakrwawiony krzyż, ale wszystką swoją Krew, a w tej Krwi samego siebie, takiego, jakim był w najtrudniejszej chwili swojego życia – na krzyżu. Jak gdyby własnymi rękami zdjął siebie z krzyża i umieścił ponad wiekami i ponad nami. Wystarczy tylko wyciągnąć rękę i uchwycić zbawienie oraz życie.
Wielki Czwartek i Ostatnia Wieczerza Jezusa to jego pożegnanie ze światem i z życiem. Chrystus nie mówi jednak: Żegnajcie, ale: Ja pozostaję. Piszą o tym czterej Apostołowie. Pan Jezus tej nocy, kiedy został wydany, tej nocy, kiedy nienawiść ludzka przygotowała Mu wyrok i krzyż, pozostawił ludziom największy dowód swojej miłości: A gdy on jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Oto ostatnie pragnienie Jezusa; Jaka przedziwna ”zemsta” Serca Jezusowego: Ludzie gotują Mu cierniową koronę, gwoździe i krzyż, a On przygotowuje im ucztę ze swego Ciała i Krwi. Oni szykują Mu śmierć, a On wieczne życie dla nich. Oni Mu ofiarują nienawiść i unicestwienie, a On im miłość i przebaczenie. Dokonać czegoś takiego może tylko Bóg i Jego nieskończona miłość do człowieka.
Kapłaństwo. W dzisiejszy wieczór eucharystyczny pochylamy się także nad ustanowionym przez Chrystusa sakramentem Kapłaństwa. Chciejmy bracia i siostry postawić sobie wcale nie prowokacyjne, ale głębokie pytanie: Po co nam ksiądz?
Decyzja o pójściu do zakonu czy seminarium, niegdyś witana radośnie, a nawet z pewną dumą, dziś coraz częściej napotyka na opór ze strony rodziny, gdyż jest postrzegana, jako marnowanie sobie życia. Uzasadnione zatem wydaje się postawienie sobie pytania o celowość i konieczności obecności księdza w świecie. Można by na wiele sposobów uzasadniać potrzebę kapłaństwa sakramentalnego.
Być może najbliższy prawdy był przykład pewnego miasta, które nawiedziła epidemia. Posłuchajmy. Na początku odeszli bezradnie rozłożywszy ręce lekarze. Ich wiedza okazała się nieprzydatna. Zaraz po nich odeszli stróże prawa, którzy okazali się zbędni, bo nikomu nie były w głowie rozboje, gdy wszędzie wokół zbierała swoje żniwo śmierć. Odeszli także artyści, bo nikt nie myślał o muzyce i tańcu. Na końcu postanowił odejść także proboszcz. Spakował swoją walizkę i ruszył wzdłuż milczącego szpaleru ludzi. Odchodzenie przedstawicieli poszczególnych grup zawodowych mieszkańcy kwitowali obojętnym milczeniem. Gdy jednak na horyzoncie zaczęła maleć postać proboszcza, wówczas z tłumu rozległ się okrzyk tak nieludzkiej rozpaczy: Dopiero teraz, ludu chrześcijański jesteś naprawdę sam! Okrzyk ten usłyszał proboszcz. Tak jak stał, odwrócił się wypakował walizkę. Po chwili dzwony oznajmiły, że będzie sprawowana Msza Święta. Zapanowała radość!
Zewnętrznie nic się w mieście nie zmieniło; ludzie chorowali i umierali tak jak przedtem. Ale coś się jednak wydarzyło, była jakby iskierka nadziei i odrobina otuchy – Lud nie był sam! Może te słowa wyrażone krzykiem rozpaczy przez jednego z mieszkańców miasta, najlepiej oddają rację istnienia kapłaństwa: ksiądz jest po to, aby lud nie był sam. Zapewne rozumieli to znakomicie oprawcy rewolucji, wojen, totalitaryzmów, ideologii czy przywódcy terroru komunistycznego, eliminujące Boga i wiarę z przestrzeni publicznej i zaliczający do najniebezpieczniejszych grup społecznych, i jako takich przeznaczonych do zagłady w pierwszej kolejności, właśnie księży. Odzwierciedleniem tej opisanej wyżej sytuacji jest wspomnienie ks. Mariana Zientarskiego (2001+), pleszewianina, który z grupą księży-więźniów obozu w Dachau odbywał pielgrzymkę na wschód. Podczas pobytu w Mohylewie parafianie zapragnęli, by jeden z nich pozostał na stałe jako duszpasterz, gdyż przez lata nie było tam księdza, i doznawali odczucia osamotnienia i opuszczenia.
Tak było w przeszłości, a doświadczyli tego nasi bracia w kapłaństwie, księża-więźniowie, obozu w Dachau, którzy tak wiele wycierpieli, a którzy od Tego, który był kapłanem Domu Nazaretańskiego, jako Opiekun Jezusa i Oblubieniec NMP – św. Józefa otrzymali dar i zobowiązanie ku miłości Chrystusa i Bliźnich, będąc cudownie ocalonymi świadkami mocy Bożej. Przybywali tu przez wiele lat, a teraz współ-koncelebrują tę Najświętszą Ofiarę, jak i każdą złączeni w miłości ku Bogu i św. Józefowi, tu w tej świątyni. (Pragnę tu w tym miejscu dziś powiedzieć wobec nich – Dziękujemy! Wspierajcie nas kapłanów w drodze ku przychylaniu bliźnim Nieba i chleba, tak jak wy to czyniliście, nawet wobec swych prześladowców, byśmy byli wiernymi sługami Boga, Kościoła i tych do których jesteśmy posłani! Tak, jak swoją posługę przeżywali proboszczowie Kolegiaty i Bazyliki św. Józefa, np.: śp. ks. dr Bogumił Kasprzak, (1948-1953), który tyle wycierpiał z powodu głoszenia Prawdy Chrystusowej, ze strony władz komunistycznych). Rozumieją to i dziś siły zła przepełnione nienawiścią do Kościoła i księdza. Bo nad ludem można zapanować w pełni dopiero wtedy, gdy będzie osamotniony i rozproszony. Dlatego będzie ksiądz chyba zawsze krytykowany, nie lubiany, a z drugiej strony tak rozpaczliwie potrzebny.
Myślę, że w ten wielkoczwartkowy wieczór dobrze jest przypomnieć sobie dzień swych święceń kapłańskich. Rodzina, dom, przyjaciele. Przypominam sobie biskupa, który patrzył mi w oczy i pytał: Czy przyrzekasz mnie i moim następcom cześć i posłuszeństwo? Pamiętam życzenia samego Chrystusa, które mi złożył w ten dzień. Były krótkie: Wytrwajcie w miłości mojej, aby radość wasza była pełna, abyście szli i owoc przynosili, aby owoc wasz trwał. Było też ostrzeżenie: Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda nie nadaje się do Królestwa Bożego. Kaznodzieja zaś przywołał słowa Pisma Świętego, a kończąc dodał: Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz?
Jezu, Najwyższy kapłanie. Dziękuje Ci za to, że kiedyś na mnie wejrzałeś, że Twoje usta wyrzekły me imię. Dziękuję Ci za dar i tajemnicę – kapłaństwo! Za to, że nic mnie nie odłączyło od Twojej miłości – ani utrapienie, ucisk czy prześladowanie, ani pomówienia, plotki, oszczerstwa w mediach. Przepraszam Cię, Panie, za to, że przyłożywszy ręce do pługa, czasem oglądałem się wstecz. Dziś w wieczór kapłański, kiedy wszystko umilknie, przyjdziesz do mnie, aby po raz któryś z kolei zapytać mnie: Powiedz, czy ty mnie kochasz jeszcze? Odpowiem: Panie, Ty wiesz, Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, że Cię kocham!
Amen