o. Ignacy Kosmana
Źródło: marzec/kwiecień 2011 » SYTUACJE DUSZPASTERSKIE » Homilie okolicznościowe
Święty Józef – patron miłości
Spośród wszystkich świętych Józef z Nazaretu jawi się jako postać wyjątkowo ciepła i skromna, stojąca w pewnym oddaleniu od Maryi, ale na tyle blisko, że w każdej chwili zdolna przyjść Jej z pomocą. Stąd też św. Józef jest opiekunem rodzin, ojców, kobiet w ciąży, robotników oraz ludzi umierających, jako patron dobrej śmierci. Jest też patronem Kościoła Powszechnego, obu Ameryk, wielu krajów, regionów, miast i diecezji.
Rdz 3,1ab.4b-12; Mt 1,18-24
Spośród wszystkich świętych Józef z Nazaretu jawi się jako postać wyjątkowo ciepła i skromna, stojąca w pewnym oddaleniu od Maryi, ale na tyle blisko, że w każdej chwili zdolna przyjść Jej z pomocą. Stąd też św. Józef jest opiekunem rodzin, ojców, kobiet w ciąży, robotników oraz ludzi umierających, jako patron dobrej śmierci. Jest też patronem Kościoła Powszechnego, obu Ameryk, wielu krajów, regionów, miast i diecezji. Wydaje się jednak, że dawni i współcześni czciciela Oblubieńca zapomnieli o nadaniu mu jeszcze jednego tytułu, chyba najważniejszego – patrona miłości. Należy się on mu bardziej niż św. Walentemu czy córce św. Zofii – św. Miłości, albo bardziej swojsko – św. Lubie.
Rodzaje miłości
Miłość niejedno ma imię i nie jedno znaczy – o czym nie wszyscy wiedzą. Niektórzy bowiem zwykli nazywać miłością stan swoistego zauroczenia, którego znakiem są „maślane” oczy. Inni mówią, że miłość to jedynie chemia. Są i tacy, którzy miłość utożsamiają wyłącznie z seksualnym doznaniem, rozkoszą. „Miłość pomiędzy mężczyzną i kobietą, która nie rodzi się z myśli i woli człowieka, ale w pewien sposób mu się narzuca, starożytna Grecja nazwała erosem” (DCE 3).
Kościół rozróżnia trzy miłości: miłość namiętności (eros), miłość przyjaźni (philia) oraz miłość agape. Ta ostatnia, to swego rodzaju pleonazm – „masło maślane”; etymologicznie słowo agape oznacza bowiem miłość.
W ujęciu chrześcijańskim agape rozumiana jest jako szczególny rodzaj miłości Boga do człowieka: bezwarunkowej i bezinteresownej; miłości ofiarnej. Jej „uosobieniem” jest sam Jezus Chrystus, który „umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). On to, podczas ostatniej wieczerzy, powiedział: „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali” (15,17). Chrześcijański pogląd na miłość nie deprecjonuje bynajmniej erosa, jedynie przeciwstawia się jego ubóstwieniu. Grecy widzieli w erosie rodzaj upojenia, „mechanizm” owładniający ludzki umysłu, dzięki któremu człowiek mógł przeżywać „boskie szaleństwo”, doświadczyć najwyższej błogości (por. DCE 4). W istocie chodziło o „dotknięcie” bóstwa, zjednoczenie się z nim w ekstazie. Ale czy rzeczywiście miłość to bachanalie?
Agape – miłość jednocząca
Według Martina Lutera Kinga agape oznacza osiągnięcie takiego stanu, w którym miłuje się każdego człowieka, ponieważ miłuje go Bóg. A Bóg miłuje wszystkich ludzi: dobrych i złych – jednakowo. Miłuje się więc osobę, która czyni zło, ale nienawidzi się zła. Ten rodzaj miłości – miłości doskonałej – jest z natury jednoczący i wspólnototwórczy. Ogólnoświatowa społeczność potrzebuje każdego człowieka, ponieważ dzięki niemu każdy z ludzi może osiągnąć swoją pełnię, stać się człowiekiem (C. R. Bodzon, Agapa – Słownik liturgiczny Ołtarz.pl). Jeśli poeta powiedział: „Albowiem tylko wówczas/ Jestem,/ Gdy jestem dobry./ Oto jedyna miara/ Mojego człowieczeństwa/ I istnienia” (R. Brandstaetter, Psalm o trzcinie) – to św. Józef mówi: Tylko wówczas jesteś człowiekiem, gdy kochasz; gdy kochasz ofiarnie, miłością bezinteresowną i bezwarunkową – miłością agape.
Adam i Ewa
Jakże to odmienny obraz od sceny z Księgi Rodzaju. Praprzodek Józefa – Adam – nie miał zamiaru uchronić Ewy przed „zhańbieniem”; nie przyjął winy na siebie, lecz przeciwnie – oskarżył ją o grzech: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem” (Rdz 3, 12). Wiadomo, wszystkiemu winna kobieta! No, i Bóg… Wszak to On postawił Ewę przy Adamie. Gdyby nie to, nie doszłoby do nieszczęścia.
Czy Adam nie kochał Ewy? Kochał. Ale nie była to miłość ofiarna. Była to miłość samolubna, nastawiona na doświadczanie owej „błogości”. Gdy błogość minęła i nastał czas próby, Adam ani myślał „cierpieć za Ewę”. Zrzucił na nią całą winę. Uczynił to skutecznie. Do dziś śpiewamy w Godzinkach o „winie Ewinej”… Mężczyźni powtarzają za mędrcem: „Początek grzechu przez kobietę i przez nią też wszyscy umieramy” (Syr 25, 24); i przekonują: to „nie Adam został zwiedziony, lecz zwiedziona kobieta popadła w przestępstwo” (1Tm 2, 14). Św. Józef, „który był człowiekiem sprawiedliwym”, nie chciał narazić swojej kobiety na zniesławienie.
Józef i Maryja
Wróćmy jednak do Józefa z Nazaretu, do człowieka sprawiedliwego. Sytuacja, w jakiej się znalazł była nie do pozazdroszczenia. Jeszcze zanim odbyły się zaślubiny z panną młodą, które jak kazał obyczaj miały miejsce po zaręczynach, narzeczona Józefa musiała udać się w góry do swojej ciotki Elżbiety. Elżbieta znalazła się w dość niezwyczajnej sytuacji, zważywszy na jej wiek: była w szóstym miesiącu ciąży, i potrzebowała pomocy. Przez trzy miesiące Miriam zajmowała się ciotką i jej domem. Aż do rozwiązania. Wtedy wróciła do Nazaretu.
Stęsknionego i uradowanego widokiem Maryi Józefa czekała jednak przykra niespodzianka. Jego Oblubienica była w ciąży! Józef stanął przed dylematem: albo skorzystać z przysługującego mu prawa i skazać Maryję na zniesławienie; albo odesłać chyłkiem Maryję i wziąć winę na siebie. Niech ludzie mówią źle o nim, nie o Maryi. Ten drugi sposób wydawał się „sprawiedliwszy”, a przy tym nie godził w miłość, którą żywił do Maryi. Józef był pewien wierności Miriam.Postanowił zatem złożyć własną reputację, własne dobre imię na ołtarzu niesławy. A wszystko to – z miłości do Maryi.
Tak oto stają przed każdym z nas: Adam i Józef; oraz ich miłości – Ewa i Maryja. Do kogo nam bliżej? Do Adama czy do Józefa? Czy potrafię kochać ofiarnie? Miłość bowiem, to nie niekończące się pasmo upojeń, to raczej codzienne zmartwienie, troska, ofiara, zamyślenie – o los osoby kochanej. One to zaświadczają o moim człowieczeństwie, dowodzą pełnej integracji ludzkiej złożoności – ciała i duszy.
„Człowiek staje się naprawdę sobą, kiedy ciało i dusza odnajdują się w wewnętrznej jedności, a wyzwanie erosu może być rzeczywiście przezwyciężone, kiedy ta jedność staje się faktem. Jeżeli człowiek dąży do tego, by być jedynie duchem i chce odrzucić ciało jako dziedzictwo tylko zwierzęce, wówczas duch i ciało tracą swoją godność. I jeśli, z drugiej strony, odżegnuje się od ducha i wobec tego uważa materię, ciało, jako jedyną rzeczywistość, tak samo traci swoją wielkość” (DCE 4).
W istocie miłość to nie „doświadczanie najwyższej błogości”, ale nieustanna agapa: uczta jedności – w radości, szczęściu i bezpieczeństwie, które każdego dnia ofiarowujemy osobie kochanej. Tylko jeśli kochamy, jesteśmy w pełni ludźmi.