In English In Italiano Auf Deutsch
Bazylika otwarta codziennie od 6:00 do 19:00
Sekretariat Sanktuarium:
Kancelaria Parafialna:
Sklepik z pamiątkami:
Dom Pielgrzyma:
Restauracja św. Józefa:
62 7 575 822 / 8.00 - 13.00
789 087 043 / 10.00 - 12.00, 16.00 - 18.00
797 630 389 / 10.00 - 16.00
510 733 166 / 8.00 - 21.00
604 844 368 / 12.00 - 16.00
top
/ Home / Biblioteka św. Józefa

Ks. Rafał Lubryka

Konferencja 6.
Co by było gdyby Jezus urodził się w szpitalu a nie w betlejemskiej grocie, czyli w czym św. Józef podobny jest do współczesnej położnej?

Szósty dzień naszego pielgrzymowania. Wracamy od Maryi do Józefa. Znamy dobrze już tę drogę, szliśmy tędy kilka dni temu. Ale ten czas leci! Ten nasz wspólny powrót do domu jakoś szczególnie mocno kojarzy mi się z nawróceniem. W pielgrzymce zazwyczaj tak jest, że ci którzy idą do jakiegoś miejsca kultu w czasie drogi zastanawiają się nad swoim życiem. Czas podążania ku wyznaczonemu celowi, ma sprawić, że pielgrzym nie tylko pragnie dowiedzieć się czegoś o sobie, przemyśleć to, może coś zrozumieć - ale pielgrzym chce konkretnie coś zmienić.

Z duchową przemianą, bo o niej właśnie mówimy, związany jest sakrament nawrócenia, sakrament pojednania. Zazwyczaj w drodze, ale także czasem już w miejscu, do którego zmierza, pielgrzym korzysta z sakramentu pokuty i pojednania. No, bo jeśli pielgrzymka ma coś zmienić, to potrzebne są konkrety. Nawrócenie, to nie jedynie słowne deklaracje. Nawrócenie, to czyny będące owocami nawrócenia te nasze konkrety. ?Powiedz, że mnie kochasz, albo lepiej pokaż, jak śpiewa znana piosenkarka Urszula. Nie mów, że chcesz się nawracać, czy, że się nawracasz, ale czyń to. Z nawróceniem, czyli z powrotem do Boga związany jest pewien rytuał, mechanizm, schemat. Tym Schematem jest zawrócenie na ślepej ulicy, na którą weszliśmy i pójście znaną nam już dobrze drogą tu odniesienie do naszego powrotu do Kalisza. Idziemy po naszych śladach, ale w przeciwnym kierunku. Idziemy tak daleko aż dojdziemy do miejsca upadku, odejścia czy zagubienia się. Wracamy ci sami, ale już nie tacy sami. Patrzymy na samych siebie w kontekście tego, co przeszliśmy, bogatsi w doświadczenie, mądrzejsi i pewniejsi siebie, bo z Bogiem a nie w pojedynkę jak wcześniej. Powrót nawróconego wiąże się z przypowieścią o Synu Marnotrawnym. Człowiek ten przechodził to samo, co my. A raczej jest on jedynie zobrazowaniem, figurą tego, co dzieje się w przypadku grzechu i nawrócenia każdego z nas. Nie mógł on wrócić inaczej i szybciej jak po swoich grzesznych śladach, ale wracał inny. Co ważne, w kontekście naszego dzisiejszego rozważania - wracał do domu. Możemy powiedzieć, że wracał do swojego dzieciństwa. Dom to rodzice, to dzieci, to ciepło, to spokój i bezpieczeństwo. Dom, to miłość. Każdy z nas dziś wraca do domu, czyli do swojego dzieciństwa, nawet jeśli mamy wiele lat na liczniku. Wracamy fizycznie, bo na nogach, ale przede wszystkim duchowo. Ojciec w przypowieści o Synu Marnotrawnym powiedział, że: jego syn zagubił się, ale się odnalazł. Był umarły, ale ożył! A to oznacza, że jego syn na nowo się narodził! O tym dokładnie dziś mówimy. O narodzeniu, tzn. o nowym narodzeniu. O naszym nowym narodzeniu w Jezusie Chrystusie Zbawicielu, bo tylko w kontekście Jego narodzenia, męki i śmierci możemy mówić o naszym nowym narodzeniu.

Św. Józef znajdował się w bardzo podobnym położeniu jak my dzisiaj. Całe jego życie jak już mówiliśmy, było poukładane jak trzeba t.j. zamknięte w żydowskich rytuałach, modlitwach i zachowaniach miało sens. Tak, miało sens, ale jak się okazuje, nie na tyle głęboki, aby nie mogło się to zmienić. Bóg chciał, aby Józef narodził się na nowo, aby zaczął prawdziwie żyć, dlatego go wybrał. Podobnie wybiera każdego z nas. Ale aby na nowo się narodzić trzeba zrewidować swoje życie w prawdzie, jaką jest Jezus Syn Boży.

Współczesnym miejscem rodzenia się jest szpital. Kiedyś, dawno temu, choć może niektórzy jeszcze to pamiętają, dzieci rodziły się w domach, ale dziś miejscem narodzin jest właśnie szpital.

Już na pierwszy rzut oka szpital wydaje się nie być dobrym miejscem na narodziny dziecka. Pomimo tego, że współczesna aparatura i farmakologia a przede wszystkim wiedza lekarzy sprzyjają narodzinom dzieci, zwłaszcza tych słabszych a szczególnie wcześniaków. Szpital jednak w niczym nie przypomina domu. Jest raczej miejscem do urodzenia się. Brakuje w nim tego, co nazywamy atmosferą domu brakuje w nim choćby tego specyficznego zapachu domu, który zapamiętany przez dziecko towarzyszy mu przez całe życie przypominając ważne chwile.

W tym miejscu naszych rozważań chciałbym przytoczyć pewną ciekawostkę, którą wyczytałem w pewnej książce (tytułu niestety nie pamiętam) a która mówi o ważnych a może nawet najważniejszych wspomnieniach z życia dziecka.

Choć to niewiarygodne, ale jak mówią psychologowie i inni fachowcy od ludzkiej psychiki, wszyscy pamiętamy przez jakiś czas, to, co działo się podczas naszych narodzin. Czytałem kiedyś książkę, której autor poprosił kilka mam, aby zapytały przy jakiejś okazji swoje dzieci o przeżycia z momentu ich narodzin. Ku zdziwieniu wielu z nich, dzieci opowiadały niesamowite historie, których na pewno nie były w stanie wymyślić. Dziecięce wspomnienia okazały się zupełnie wiarygodne, kiedy zostały ze sobą porównane. Okazało się, że niezależne wspomnienia dzieci były bardzo do siebie podobne. Każde z dzieci opowiadając o najstarszych chwilach, jakie pamiętają z życia wspominało najpierw o ciemnościach, których się znajdowały, potem o dźwiękach, które do nich docierały i o cieple, które ich otaczało zanim wydostały się na zewnątrz. Po wyjściu z ciemności dzieci wspominają blask światła i niewyraźnych ludzi, którzy je otaczali i wyraźne dźwięki, które dotąd były stłumione. Niektóre z nich opowiadały o niepokoju związanym z nowym miejscem i o przytuleniu po raz pierwszy do mamy, której znajoma obecność dawała pokój i bezpieczeństwo. Najciekawsze jest w tym wszystkim jednak to, że właściwie wszystkim dzieciom te pierwsze wspomnienia po jakimś czasie wymazały się z pamięci. Istnieją jednak osoby, które zdecydowanie twierdzą, że pamiętają wszystkie wydarzenia ze swojego życia już od chwili narodzin aż do dziś. Do tych wspomnień za chwilę wrócimy. Chciałbym abyśmy przyjrzeli się teraz szczególnej osobie związanej z narodzinami dziecka a jest nią położna. Co ma do naszych rozważań w drodze położna? Zaraz się okaże. Kiedyś położnictwo było bardziej intuicyjne, dziś opiera się na konkretnej wiedzy na temat ludzkiej fizjologii, fizjonomii i innych takich tam mądrościach. Kiedyś, jeśli kobieta była silna, rodziła dziecko. Jeśli dziecko było silne i zdrowe, po prostu rodziło się i tyle. Jeśli było inaczej, umierało dziecko ? w niektórych przypadkach przy nawet niewielkich komplikacjach umierali oboje i matka i dziecko.

Dlaczego położna jest tak ważna dla naszego rozważania? Położna pomaga rodzącej wydać na świat dziecko. Prowadzi przyszłą matkę, podpowiadając, w jaki sposób ma się zachować, aby narodzenie dziecka przebiegało prawidłowo. Jest w końcu pierwszą osobą, która dotyka dziecka po jego narodzeniu. A jak wiemy ten pierwszy kontakt ma ogromne znaczenie. Niestety, przy całym szacunku, jaki należy się pracy położnikom, nie odgrywają oni tak znaczącej roli przy narodzeniu dziecka jak ojciec. Położna towarzyszy, w jakimś stopniu rodzącej matce, również w jakimś stopniu przeżywa ten trudny czas z rodzącą, prowadzi, pomaga itd. ale?nie ma takich więzów, jakie łączą dziecko z matką i ojcem.

A jak to było w przypadku narodzenia Jezusa? Jaki był udział w tym ważnym momencie św. Józefa? Niestety ewangelia nie relacjonuje momentu samego porodu. Tego, co się działo w betlejemskiej grocie możemy się jedynie domyślać. Czy oprócz Józefa była tam jeszcze jakaś osoba? Czy Józef sam musiał odebrać poród? Tego nie wiemy i wiedzieć nie będziemy, ale to nie jest aż tak ważne. Gdyby było ważne, ewangelia na pewno wspomniałaby o tym. Nie mniej jednak czas narodzenia zbliżał się nieubłaganie i św. Józef dobrze o tym wiedział. Jak każdy przyszły ojciec niepokoił się, czy w dniu rozwiązania wszystko będzie w porządku. Mimo iż to sam Bóg zapewniał o swojej ingerencji w narodzenie dziecka. Józef podobnie jak każdy przyszły tata, myślał czy wszystko się dobrze ułoży. Mimo upływu kolejnych miesięcy ciągle w jego uszach brzmiały słowa anioła: nie bój się Józefie przyjąć do siebie Maryi i dziecka! Nie wiemy czy się bał, ale na pewno zdawał sobie sprawę z tego, że wypełnia się na jego oczach Boża obietnica. Do pewnego momentu wszystko szło dobrze gdyby nie pewne odnotowane przez historię zarządzenie, które przytoczymy we fragmencie z ewangelii wg św. Łukasza: ?W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie. Pierwszy ten spis odbył się wówczas, gdy wielkorządcą Syrii był Kwiryniusz. Wybierali się, więc wszyscy, aby się dać zapisać, każdy do swego miasta. Udał się także Józef z Galilei, z miasta Nazaret, do Judei, do miasta Dawidowego, zwanego Betlejem, ponieważ pochodził z domu i rodu Dawida, żeby się dać zapisać z poślubioną sobie Maryją, która była brzemienna.

Do tej chwili Józef wiedział, że dziecię narodzi się jak przystało w domu rodzinnym. Jednakże, kiedy wyszło szalone rozporządzenie cezara, Józef zrozumiał, że będzie inaczej. Jezus miał narodzić się w Betlejem, w kolebce Józefa i jego rodziny, czyli tam gdzie były korzenie samego króla Dawida.

Zastanów się proszę siostro i bracie, ile razy jest tak, że masz wszystko zaplanowane a rzeczywistość pisze zupełnie inną historię. Tak właśnie jest. Nawet najdoskonalszy plan może się zupełnie zmienić.

W przypadku człowieka niewierzącego wytłumaczenie będzie brzmiało: ślepy los tak chciał, a to pech, jakieś fatum zawisło nad ta sprawą, to chyba jakaś klątwa itp.

Dla człowieka wierzącego kontekst wydarzeń będzie zupełnie inny. To nie jakiś ślepy, mściwy, pechowy los, ale sam kochający Bóg układa życie. I tak jak w pierwszym wypadku ludzie zazwyczaj czują się poszkodowani tak w drugim świadomość obecności miłującego Boga pokrzepia.

Posiadanie tak wielkiego sprzymierzeńca, jakim jest Bóg sprawia, że czuję się bezpiecznie, nawet jeśli wszystko to, co zostało zaplanowane zmienia się diametralnie.

Pomyśl jak często Bóg musi burzyć Twoje własne plany, które wydają ci się jedynie słuszne? A czyni to wszystko po to, aby skierować cię na dobrą drogę. Ile razy musi interweniować żebyś nie zniszczył swojego życia i życia innych? Bo każdy człowiek jest dla Niego największą wartością. Pomyśl ile razy zbuntowałeś się przeciwko Bogu jedynie dlatego, że naprawił ci życie? Bóg nie chce śmierci grzesznika, człowieka, ale chce aby się nawrócił i miał życie. Pomyśl proszę, że Bóg zechciał się narodzić w biedzie pokazując, że jest z Tobą zawsze, jest blisko, dzieli z tobą cały Twój los. Nie jest jakimś tam nieznanym dalekim Bogiem na niebie, strasznym i mściwym ale jest Emanuelem, Bogiem z nami. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie a więc Bóg pokazał, że jest naprawdę naszym przyjacielem i narodził się w biedzie.

Wiemy już, że Bóg często a może nawet zawsze zmienia nasze życiowe plany. Zajrzyjmy zatem do betlejemskiej groty. Co chcielibyśmy tam zobaczyć? Jedni potężnego mocarza, króla z mieczem w dłoni. Inni może jakąś istotę o nadzwyczajnej sile i mocy promieniującej jak światło słońca albo inny nadzwyczajny widok. A Ty bracie i siostro, co chciałbyś zobaczyć w grocie betlejemskiej Supermana? Cudowne dziecko machające rączką, która potrafi zatrzymać nie tyko wiatr i burzę, ale i słońce i czas? A czego spodziewał się Józef? Kogoś, kto został poczęty z Ducha Świętego Józef tak naprawdę nic więcej na temat dziecka nie wiedział.

A tak naprawdę, to i Józef i każdy, kto zajrzał do groty zobaczył małe bezbronne dziecko leżące nawet nie w łóżku, ale w żłobie. I w tym wypadku tak naprawdę nie jest ważne gdzie się narodził Boży Syn. Ale Ważne jest to, co stało się po jego narodzeniu. Ten istotny moment wspaniale przedstawia Jan Dobraczyński w swojej książce p.t. Cień Ojca. Posłuchajmy fragmentu: Józef pochylił się. Na słomie leżało dziecko, zwyczajne ludzkie dziecko. Miało zaciśnięte powieki, jakby wysilało się, aby nie patrzeć, i maleńką buzię rozchyloną, niby czegoś szukającą. Nie różniło się od nowo narodzonych dzieci, które widywał. Maleńkie, sine dłonie, zaciśnięte w piąstki, nie wyciągały się po miecz. Było małe i słabe. Potrzebowało opieki?. Józef wydawał się nieco zadziwiony, ale czego tak naprawdę miał się spodziewać. A czekało go coś jeszcze bardziej niesamowitego. Tradycja żydowska mówiła, że zanim dziecko zostało oddane matce najpierw brał je na kolana ojciec dając wyraźny znak, że uznaje nowo narodzone dziecko za swoje. Dobraczyński opisuje to tak: ?Józef wsunął dłonie pod dziecko i uniósł je. Było leciutkie, zdawało się, że nie waży więcej niż spowijające je szmatki. Stary obyczaj żądał, aby ojciec podniósł syna i położył go na swoich kolanach. Uśmiechnięty wzrok Miriam wypowiadał jej wolę. Dokonał tradycyjnego gestu. I gdy patrzył na leżące na jego kolanach niemowlę, doznał dziwnych uczuć. Jeszcze przed chwilą buntował się przeciwko Nowo Narodzonemu. Teraz czuł wstyd wobec tamtych myśli. To nie narodził się olbrzym gotów do walki. Dłońmi czuł delikatne, kruche ciało. Tak to wydarzenie opisuje autor książki, a jaki znaczenie ma dla nas?

Bóg oddaje się w nasze ręce. Jest bezbronny jak dziecko i paradoksalnie zamiast On chronić nas, to my musimy chronić Jego. Pytanie, jakie w tej chwili ciśnie się na usta jest jedno: przed czym mamy chronić Boga? No chyba nie przed dzikimi zwierzętami. Mamy Go bronić przed ludźmi, którzy chcieliby Go abortować z naszego życia z serca. Wielu jest takich, którzy mówią: sory Winnettou, Bóg nie istnieje, albo daruj sobie tego swojego Boga. Przed takimi ludźmi musimy chronić Jezusa, który jeśli narodzi się w nas chce być bezpieczny. Obok wrogów zewnętrznych Jezusowi, Bogu w nas grozi jeszcze jedno, chyba większe niebezpieczeństwo. Jezusa musimy chronić także przed nami samymi. Pewne powiedzenie mówi, że: to chrześcijanie są największym wrogiem Kościoła, czyli narodzonego Jezusa. Tak, tak, niestety taka jest rzeczywistość tego świata. Prawda o nas samych jest trudna, żeby nie powiedzieć brutalna. Apokalipsa wg św. Jana mówi o tym, że największym zagrożeniem Kościoła ? czytaj Jezusa, jest letni, czyli obojętny chrześcijanin: ?obyś był zimny albo gorący, bo jeśli ani zimny ani gorący nie jesteś, usunę Cię z moich ust?. Józef biorąc na kolana maleńkiego Jezusa zdawał sobie sprawę z zagrożeń, jakie czyhają na jego Syna. Wiedział też, że i on sam, Józef, może stać się zagrożeniem dla nowonarodzonego, jeśli on ? Józef nie będzie dobrze się wsłuchiwał w głos Boga. Bóg raz powiedział, dwakroć to słyszałem - mówi Pismo. Siostro i bracie pomyśl proszę. Masz w sercu Jezusa, czy Go w odpowiedni sposób chronisz? Czy jest On dla ciebie ważny? Czy naprawdę, ten, który jest Tobie nieustannie powierzany może czuć się u Ciebie bezpieczny tak jak czuł się bezpieczny na kolanach św. Józefa?