In English In Italiano Auf Deutsch
Bazylika otwarta codziennie od 6:00 do 19:00
Sekretariat Sanktuarium:
Kancelaria Parafialna:
Sklepik z pamiątkami:
Dom Pielgrzyma:
Restauracja św. Józefa:
62 7 575 822 / 8.00 - 13.00
789 087 043 / 10.00 - 12.00, 16.00 - 18.00
797 630 389 / 10.00 - 16.00
510 733 166 / 8.00 - 21.00
604 844 368 / 12.00 - 16.00
top
/ Home / Biblioteka św. Józefa

Anna tabaka, Maciej Błachowicz

Kolegiata
– historia na nowo napisana

„Ks. Stanisław Józef Kłossowski (1726 – 1798).
Kustosz Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu”

Kaliszanie otrzymują książkę, która burzy dość stabilny dotychczas gmach hipotez na temat historii kolegiaty NMP z kaplicą św. Józefa. Rewelacyjne ustalenia znalazły się w najnowszej publikacji dr Ewy Andrzejewskiej „Ks. Stanisław Józef Kłossowski (1726 – 1798). Kustosz Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu”

Jak sam tytuł podpowiada, rzecz dotyczy nowożytnej części historii kolegiackiej świątyni. Punktem wyjścia i powodem głównym badań stała się postać osiemnastowiecznego kustosza, który – używając dzisiejszej nomenklatury – wypromował kaliski kościół na najważniejsze miejsce kultu św. Józefa w Rzeczypospolitej. Nie tyle jednak on sam, co działania kapłana podejmowane „na chwałę Bożą” są właściwym przedmiotem rozważań autorki. Taka perspektywa dała możliwość spojrzenia na kolegiatę jako miejsce duszpasterskiego spełnienia i przyjrzenia się dziełom podyktowanym przez żarliwość w wierze. Choć teza może się wydać ryzykowna, w granicach ściśle zakreślonych przez temat główny, publikację można także rozumieć jako przyczynek do staropolskiej religijności.

Przeciętnego czytelnika książka odstraszy ilością przypisów, ale właśnie w nich zawiera się jej największa wartość. Innymi słowy – każdy fakt podawany przez Ewę Andrzejewską wynika z rzetelnej analizy literatury przedmiotu i źródeł, co jest pierwszym atrybutem dobrego naukowego warsztatu. Autorka ma dodatkowy atut w ręku, który wolno jej dzierżyć jak berło – znak zwycięstwa nad dotychczasowymi badaczami tematu. Andrzejewska dotarła do nowych, tj. nieznanych do tej pory materiałów źródłowych, a jeśli sięga po rzeczy oczywiste, to wykorzystuje je w sposób twórczy. Efekt tak pojętej pracy jest łatwy do przewidzenia – mur mitów wynikający z niewiedzy lub wiedzy szczątkowej, powstały wokół kolegiaty został zburzony.

Nauka czytania

Z kilku ważnych rozstrzygnięć najbardziej spektakularne wydają się dotyczące dziejów odbudowy kolegiaty po „sławetnej” katastrofie w 1783 r. Do dzisiaj uważaliśmy, że dopiero wtedy, dzięki staraniom niezmordowanego ks. Kłossowskiego, powstała kaplica św. Józefa. Jak dowodzi Andrzejewska, kaplica istniała już wcześniej, co najmniej od połowy XVIII w., a dzisiejszy przybytek ziemskiego Opiekuna Jezusa miał swojego poprzednika. Tym samym zyskujemy jeszcze jeden ważki argument na to, że kult św. Józefa był mocno nad Prosną zakorzeniony. Co więcej, przy gotyckiej kolegiacie znajdowały się (wg odkrytych źródeł) przynajmniej dwie inne kaplice. Na marginesie warto dodać, że potwierdzenie tych informacji mogłyby przynieść szczegółowe badania archeologiczne. Podczas montażu (lata 90. XX w.?) parkowych latarni w otoczeniu kolegiaty w wykopie były widoczne znaczne ilości gruzu, w tym drobne fragmenty imitacji marmuru. Badaczka przesuwa także sam czas odbudowy kościoła udowadniając, że rok 1790, dotychczas uznawany za czas rozpoczęcia prac (zarazem był to przypuszczalny rok powstania kaplicy św. Józefa), w istocie należy uznać za datę ich definitywnego zamknięcia. I jeszcze jedna data: Bractwo św. Józefa zostało założone 22 listopada 1732 r. Ma zatem o ponad 30 lat starszą metrykę od przyjmowanej dotychczas. Komuś udało się w końcu bezdyskusyjnie dowieść, że powtarzaną do znudzenia informację o przeniesieniu po kasacie zakonu ołtarzy z kościoła pojezuickiego (Garnizonowego) do kolegiaty można między bajki włożyć. Dzięki prezentowanym badaniom dowiadujemy się, że autorem koncepcji i wykonawcę ołtarzy bocznych Józefowego kościoła, w większości zachowanych podczas katastrofy (podkreślenie AT, MB), był Franciszek Eytner, stolarz i snycerz ze Śląska, syn osiadłych w Kaliszu Krystiana i Anny. Ołtarzom i ich twórcy został poświęcony bodaj najobszerniejszy, czwarty rozdział książki. W nim najszerzej Andrzejewska prezentuje swój warsztat historyka sztuki, swobodnie przechodząc od analizy formy do próby nakreślenia drogi artystycznej Eytnera.

Skąd badaczka o tym wszystkim wie? Po pierwsze dotarła do kapitalnego zbioru dokumentów przechowywanych w Archiwum Diecezjalnym we Włocławku (Kalisz w latach 1925 - 1992 należał do diecezji włocławskiej, spadkobierczyni biskupstwa kalisko-kujawskiego 1818 - 1925). Odnalazła tam m.in. kontrakty na wykonanie sprzętów kościelnych zawierane z rzemieślnikami przez Kłossowskiego. Po drugie – rzecz dzisiaj wcale nieoczywista – Andrzejewska wnikliwie czyta. Przy czym czytać a czytać staropolszczyznę, to istotna różnica. Trzeba nabrać wprawy w przyswajaniu dawnej składni i wyrażeń, w końcu zapisanych sensów.

Przykładów, co można „wyciągnąć” z najważniejszego dzieła księdza kustosza, tj. spisu cudów i łask dokonanych „za przyczyną” św. Józefa, znajdzie się bez liku. Najbardziej brawurowe wydaje się odczytanie „Suplikacji do św. Józefa”, malowidła które pierwotnie znajdowało się na zasuwie cudownego obrazu (dzisiaj umieszczone na ścianie południowej nawy prowadzącej do kaplicy). Na podstawie analizy kostiumologicznej i zapisów Kłosowskiego, autorka weryfikuje rok powstania „Suplikacji”, inaczej interpretuje tożsamość jednej z przedstawionych na płótnie postaci.

Na pewno z niektórymi tezami Ewy Andrzejewskiej nie wszyscy się zgodzą. Na tym polega jednak ich urok, że warto z nimi polemizować, bo są logicznie, przekonująco przedstawione.

Oko snajpera

Po trochu dostaje się każdemu. Od Franciszka Maksymiliana Sobieszczańskiego, dziewiętnastowiecznego inwentaryzatora, autora pierwszego zarysu dziejów sztuki w Polsce po współczesnych badaczy. Andrzejewska tropi błędy, przekłamania i nieścisłości z wprawą godną snajpera, ba, poprawia nawet samego księdza Kłossowskiego, gdy ten zanadto rozpędził się w mnożeniu cudów (passus dotyczący daty śmierci Anny Eytner, żony Krystiana). Tylko ignoranci zwani czasem zawistnikami badawczą rzetelność pomylą ze złośliwością. Takie jest podstawowe prawo nauki – kolejni poprawiają poprzedników, żeby zobaczyć całość właściwie.

Czy w tej książce można się zakochać? Pewnie nie, bo autorka nad anegdotę, empatię w stosunku do epoki i bohatera (skądinąd ważny czynnik w biografii), przedkłada precyzję i żelazną logikę naukowego wywodu. A język nauki ze swoimi surowymi prawami nie zawsze bywa porywający. Dlatego pewien niedosyt może poczuć czytelnik poszukujący psychologicznego obrazu osoby kaliskiego kustosza i czasów, w których przyszło mu żyć. Na zarysowanie bardziej intymnego wizerunku duchownego nie pozwalają autorce same źródła, zbyt skromne, aby ożywić tę postać. Do osoby księdza Kłossowskiego zdecydowanie Andrzejewska ma jednak słabość; tego skromnego duchownego, spadkobiercę barokowej religijności w świecie nacierających nowinek oświeceniowych badaczka wyraźnie lubi. Gdy przytacza cud z odnalezieniem srebrnej cukiernicy przez jejmość Grodzicką, pisze o „nieocenionym w swej skrupulatności kustoszu sanktuarium”. Tyle wystarczy, aby zaakcentować i dystans do sprawy, i spojrzeć na bohatera z uśmiechem.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę? Po książce Andrzejewskiej badacze będą musieli w swoją pracę włożyć jeszcze więcej trudu. Poprzeczka została podwyższona. Na tle nowego opracowania jaskrawo uwidacznia się słabość wielu współczesnych książek i naukowych artykułów o historii Kalisza. Do listy stałych grzechów zaliczyć wypada powtarzanie powszechnie znanych faktów i tez oraz brak ich dokładniejszej weryfikacji. Jedno jest pewne, w penetrowaniu przeszłości naszego miasta, nie wystarczy już badanie źródeł znajdujących się w zbiorach kaliskich. W coraz większym stopniu konieczna jest kwerenda materiałów rozproszonych w archiwach i bibliotekach całej Polski oraz Europy. A więc, Panie i Panowie, koledzy historycy szykujcie się na dalekie podróże! A wy włodarze i mecenasi kultury, pamiętajcie, że bez waszej hojności i wsparcia historia nadprośniańskiego grodu pozostanie opowieścią niedokończoną.
Przypomnijmy, że na tych łamach przybliżyliśmy wyniki innych badań Ewy Andrzejewskiej nad zespołem starych ornatów z kaliskiej kolegiaty (praca doktorska). Pewne tropy podpowiadają, że obecnie omawiana książka jest „skutkiem ubocznym” tamtego imponującego dzieła, co tylko przekonuje, ile można osiągnąć rzetelnie latami zajmując się tematem.

Książka została zadedykowana biskupowi kaliskiemu Stanisławowi Napierale w 30. rocznicę przyjęcia sakry biskupiej i 50. święceń kapłańskich. Trudno o lepszy prezent.

PS Autorka nie darowała również jednemu z współautorów naszego cyklu, który mylnie uznał, że pewna XVIII-wieczna kartka jest wklejona na okładkę starych akt. Oczywiście rację ma Ewa Andrzejewska – ważny dla historii kolegiaty dokument dołączono luzem. Doceniając znaczenie każdego szczegółu, sprostowanie z pokorą przyjmuję (M.B.).

Ewa Andrzejewska, Ksiądz Stanisław Józef Kłossowski (1726 – 1798). Kustosz Sanktuarium św. Józefa w Kaliszu, Kalisz 2010.