In English In Italiano Auf Deutsch
Bazylika otwarta codziennie od 6:00 do 19:00
Sekretariat Sanktuarium:
Kancelaria Parafialna:
Sklepik z pamiątkami:
Dom Pielgrzyma:
Restauracja św. Józefa:
62 7 575 822 / 8.00 - 13.00
789 087 043 / 10.00 - 12.00, 16.00 - 18.00
797 630 389 / 10.00 - 16.00
510 733 166 / 8.00 - 21.00
604 844 368 / 12.00 - 16.00
top
/ Home / Biblioteka św. Józefa

Ks. Rafał Lubryka

Konferencja 4.
Budowanie rodzinnego domu na betonie, czy chodzenie po kruchym lodzie, czyli Józefie nie bój się wziąć do siebie Maryi swojej małżonki albowiem z Ducha św. jest to, co się w Niej poczęło.

Czwarty dzień pielgrzymki oznacza, że jesteśmy już dwa kroki za półmetkiem. Na pytanie: czy daleko jeszcze? Odpowiadamy: nie, już niedaleko. Dziś już czwarty dzień, kiedy jesteśmy w drodze a to oznacza, że już bliżej jak dalej. Możemy powiedzieć również, że przeszliśmy ze sobą sporo. Możemy powiedzieć, że chodzimy ze sobą już czwarty dzień a to zobowiązuje. Warto przypomnieć sobie cel pielgrzymowania. Bez niego nie moglibyśmy nazwać pielgrzymki pielgrzymką a włóczęgą albo rajdem.

Wiem, że kiedy tak sobie idziecie, od czasu do czasu spoglądacie na stopy tych, którzy idą przed wami zastanawiając się nad tym, dokąd zdąża człowiek idący przede mną. Spójrzcie tym razem na swoja własne stopy i pomyślcie, dokąd zdążam ja? Po jakich ścieżkach, w jakie miejsca niosą mnie moje stopy? Skąd to pytanie? Rodzi się ono w oparciu o dzisiejszy temat, który chcemy wspólnie rozważać: Budowanie rodzinnego domu na betonie, czy chodzenie po kruchym lodzie, czyli Józefie, nie bój się wziąć do siebie Maryi swojej małżonki, albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło.

Zarówno beton jak i lód mają kilka wspólnych cech: są twarde, zimne i da się po nich chodzić oraz da się z nich i na nich zbudować dom.

Jako pierwszy idzie na warsztat beton. Beton, to synonim fundamentu, twardości i trwałości. Na nim stawia się domy. Służy jako solidna podstawa tego, co wyrośnie wyżej jako ściany i dach. Niestety pozostaje zwykle niewidoczny, ukryty pod ziemią, skazany na zapomnienie. Pod nim zwykle nie ma już nic ciekawego. Beton ma niestety także złą sławę mówi się o niektórych osobach: on jest jak beton, czyli niereformowalny, skostniały można rzec tępy nic do niego nie dociera. Jednak sam Pan Jezus jest sprzymierzeńcem betonu, bo jako solidny fundament domu beton dostał się do ewangelii. Wiem, wiem, słyszę już głosy sprzeciwu. Racja, Pan Jezu mówił o skale a nie o betonie. Ale beton, to sztuczna skała, więc powinno być dobrze, choć wiem, że to nie to samo. Znam wielu szczęśliwych ludzi mieszkających w pięknych domach na fundamencie z betonu i tyle! O betonie dosyć.

A co z lodem? A no lód jak lód. Zimny, twardy i do tego kruchy. Pisząc lód mam na myśli nie ten z miejskiego lodowiska, ale ten, który tworzy się na rzekach i jeziorach podczas zimy. Zapytacie, co tenże ma do budowania domu? Odpowiadam, że ma sporo, wystarczy zapytać Eskimosów albo ludzi mieszkających na Syberii lub na jakimś innym biegunie zimna na świecie powiedzą, ze to niezły budulec i fundament. Trochę może was zdziwię, ale chciałbym namówić was dziś oczywiście duchowo, wirtualnie - do chodzenia po tzw. kruchym lodzie. A żeby było bardziej sensacyjnie, wyobraźcie sobie, że pod spodem płynie po cichu rwąca rzeka. A co ma z tym wszystkim wspólnego św. Józef? Zaraz się okaże. Żeby zobrazować przykład muszę przytoczyć jedno wspomnienie z dzieciństwa.

Pamiętam, że będąc w I klasie szkoły podstawowej, zimą, tuż przed katechezą, która odbywała się przy parafii, poszliśmy z klasą bez wiedzy siostry katechetki poślizgać się po zamarzniętej rzece. Zabawa była pyszna, choć, nie wszyscy od razu z zaufaniem na ten lód wchodzili. Jednak w miarę zabawy wszyscy zapomnieli o jakimkolwiek zagrożeniu. Jednak do dziś nie wiem, w jaki sposób siostra dowiedziała się o naszych przygodach, no ale się dowiedziała. Pamiętam potem jej wykład, w którym w trosce o naszą przyszłość tłumaczyła nam, co znaczy chodzić po kruchym lodzie i jakie niesie tenże wybryk zagrożenia. Myślę, że wielu z nas zapamiętało tę lekcję na całe życie, bo ja tak.

Chodzenie po kruchym lodzie, zwłaszcza na rzece, która pod lodem nieustannie płynie, czego niektórzy w ogóle nie są świadomi albo nie chcą być - niesie za sobą wiele zagrożeń. Pierwsze z nich, to strach, który wywołany trzeszczeniem tafli lodu, może zmrozić bardziej niż sam lód. Lód może się załamać i zafundować nam nieprzyjemną kąpiel. Zaś niemiła kąpiel w zimnej wodzie może spowodować przeziębienie i w konsekwencji - śmierć. Brrr, trochę powiało chłodem. Chciałbym nadmienić w tym miejscu, że dla wielu ludzi, którzy mieszkają nad rzeką czy nad jeziorem taki zimowy, lodowy most jest wielką oszczędnością czasu i skrótem drogi wiodącej np. do najbliższego sklepu, lekarza czy kościoła. Niektórzy, choćby w Rosji, jeżdżą po zamarzniętej rzece czy jeziorze różnego rodzaju pojazdami łącznie z Kamazem, który to jest wcale niemałą ciężarówką. Pamiętacie ciągle, że mówimy o św. Józefie? Tak? To dobrze.

W życiu jest bardzo podobnie, oczywiście mówię o porównaniu życia do chodzenia po kruchym lodzie. Każdy, kto podejmuje ryzyko jakiejś decyzji zakłada, że niesie ona za sobą pozytywne skutki. Ale również każdy, kto decyduje się na jakiś ważny krok, musi mieć świadomość pewnych zagrożeń tej decyzji. Zły nie śpi. Wchodząc w dojrzałe życie, podejmując studia, pracę, wchodząc w związek małżeński, kapłaństwo czy zakon, nie może umknąć naszej uwadze to, co trudne. Perspektywa ślizgania się po powierzchni, po lodzie, perspektywa dobrej zabawy, musi w końcu ustąpić zdrowemu rozsądkowi, który podpowiada: uważaj, bądź czujny, nie śpij! Każda Twoja decyzja to, co wybierasz ma zawsze dwie strony. Pierwsza strona to pozytywne konsekwencje zamiaru, to w jakimś sensie przyjemności, które płyną z dokonanego wyboru coś, co cieszy, daje satysfakcję i uskrzydla sens podejmowanego kroku. Z drugiej strony, za każdą decyzją kryją się następstwa, które związane są ściśle z odpowiedzialnością, jaką niesie podjęty krok. Owo tajemnicze słowo: odpowiedzialność niejednej osobie zmroziło krew w żyłach lub spowodowało przyspieszone bicie serca. Warto sobie przypomnieć chwilę, w której Józef dowiaduje się, że jego małżonka jest w ciąży ale nie z nim zmroziło go wtedy. I druga scena, kiedy Bóg przez anioła oznajmia mu, że to dziecko, które chciał potajemnie oddalić wraz z matką jego Maryją, jest obiecanym Mesjaszem, wtedy, to musiał mieć tętno sprintera po szybkim biegu.

Wielu z was i mnie także ciśnie się w tym miejscu na usta pytanie: czy kruchy lód życia może być podstawą solidnego związku małżeńskiego? Pytanie to wywołuje we mnie pewne wyobrażenie. Jeśli idę sam po lodzie, wtedy sam cieszę się, że udało mi się przejść szczęśliwie na drugą stronę a jednocześnie mam świadomość, że nie naraziłem nikogo na zagrożenia, jakie niesie moja decyzja ale, jest to postawa egoistyczna. A kiedy na lód wchodzę już nie sam, ale z kimś? A jeśli tym kimś jest ktoś, kogo bardzo kocham? A jeśli tych osób jest więcej? Więcej, oznacza osoby, które są członkami mojej rodziny są to moi bliscy i jak wiadomo w takiej sytuacji rośnie odpowiedzialność.

Ewangelia nie opisuje szczegółowo sytuacji, w jakiej znalazł się św. Józef, w chwili, kiedy dowiedział się, że jego ukochana, Miriam jest w stanie błogosławionym. Nie wiemy, jakie myśli i uczucia nim targały, ale możemy podjąć próbę wyobrażenia sobie tego.

Pierwsze, co prawdopodobnie pomyślał jako mężczyzna i człowiek sprawiedliwy jak mówi ewangelia, że jest to jakaś śliska sprawa i jak w dalszej części mówi ewangelia ? chciał potajemnie oddalić Maryję. Powiedział sobie: nie wchodzę w to. To nie moje dziecko. Nie biorę na siebie brzemienia związanego z nazwijmy tu sprawę po imieniu: bękartem, czyli dzieckiem z nieprawego łoża. To nie moje dziecko! Pomyślcie sami, kto z Was zaskoczony podobną sytuacją wszedłby w ciemno w taki układ? Pierwsza myśl: nie jestem głupi, nie idę na to, nie jestem naiwny. Ludzka zimna kalkulacja nie pozwala Józefowi na obiektywną analizę sytuacji, w której się znalazł. Ale przecież nie tylko on był zaskoczony tym, co się stało. Przecież w takim samym położeniu była Maryja. Józef, decydując się na duchową aborcję, czyli odrzucenie dziecka, nie wziął pod uwagę tego, co miała do powiedzenia jego małżonka. A zatem nie był obiektywny, ale pełen obiekcji, czyli do całego świata a może i do samego Boga pretensji. Relacja ewangelisty nie wspomina o żadnej rozmowie, o żadnym dialogu pomiędzy małżonkami. Józef na podstawie tego, co zobaczył podjął szybką decyzję. Wszedł na kruchy lód sam, a właściwie wbiegł na niego, aby dostać się jedynie na drugą stronę, aby mieć to za sobą. Nie ważne było to, czy Maryja się załamie, czy zginie, czy sobie jakoś z tym poradzi, po prostu ją zostawił. Możemy tu postawić wniosek, że nawet nie starał się jej jakoś pomóc przejść przez niewątpliwy kryzys w jej życiu. Na usprawiedliwienie Józefa, spróbujmy samych siebie postawić w takiej sytuacji. Ile razy wydarzyło się coś w Twoim życiu, co zdecydowało o tym, że zostawiłeś, zostawiłaś kogoś bliskiego na tzw. lodzie? Ktoś potrzebował pomocy, akceptacji, zrozumienia a może jedynie wysłuchania a Ty powiedziałeś, powiedziałaś: nie ma głupich, nie jestem naiwny, nie wchodzę w to? Ile razy oceniamy innych ludzi jedynie po tym, co zobaczyliśmy? Wielu zostało skreślonych z naszej listy znajomych, jedynie po tym, kiedy zrobili coś niestosownego ? zdradzili nas ale czy to naprawdę właściwy powód do odrzucenia? Jako przykład chciałbym przytoczyć w tym miejscu bardzo znaną nam postać: proroka Jeremiasza. Fakt, że głosił proroctwa niezgodne z życzeniami króla i późniejsze pertraktacje z wrogami Izraela przyczyniły się do jego tragicznej sytuacji natychmiastowo porzucili go jego bliscy, dawni przyjaciele zaczęli uważać go za wroga a nawet za szpiega, ale nikt nie chciał go tak naprawdę słuchać. Nikt z tych, co mienili się jego przyjaciółmi nie zagłębiał się w temat. Interpretowali to, co widzieli. I nie ma się im, co dziwić. Nie pomyśleli, że pod lodem, czyli w całym kontekście wydarzeń z życia Jeremiasza i św. Józefa jest ukryty jakiś głębszy sens.

To był Józef powierzchowny? jak dało się zauważyć bez współpracy z Bogiem. Czas teraz na Józefa i każdego z nas w konfrontacji ze Słowem Pana.

Widać wyraźnie, że Pan Bóg w swoim planie zbawienia przewidział sytuację, że coś może początkowo w cudzysłowie nie powieść się. Tak dzieje się, kiedy główni bohaterowie jego planu zbawienia, czyli my, nie słyszą albo nie chcą słyszeć głosu Bożego. Jak widać, ludzkie działanie bez mądrości słowa Bożego jest beznadziejne, niepełne, nietrafione jest działaniem czysto ludzkim czyli egoistycznym można rzec wyrachowanym i zimnym jak lód. Całe szczęście jednak, że Pan Bóg mimo naszej szczerej niechęci chce zrealizować swój plan zbawienia. Jeśli człowiek nie rozumie tego, co On mówi przez jakieś wydarzenie sytuację, kieruje do niego swoje słowo w sposób bezpośredni, nie kumasz, czyli jeśli nie rozumiesz kontekstu wydarzeń, przyrody i innych znaków, to mówi jak krowie na rowie, dosłownie, czyli posyła jakiegoś człowieka lub ewentualnie anioła. Nie twierdzę wcale w tym miejscu, że św. Józef był tępym człowiekiem i nie potrafił sam odczytać woli Boga w swoim sercu, nie. Chcę jedynie powiedzieć, że czasem albo nawet często Pan Bóg stwarza takie sytuacje, aby ten, kto bierze szczególny, ważny, istotny udział w dziele zbawienia, miał 100% pewność, że to Bóg. I dopiero w tak klarownej, czystej sytuacji oddaje mu siebie całkowicie, jest zdolny do najwyższej ofiary, czyli ofiary z życia.

A co ma do tego wszystkiego budowanie? Ano tyle, że budowanie tak naprawdę nie polega na tym czy fundament domu będzie mniej lub bardziej trwały, ale pytanie brzmi, co jest fundamentem twojego życia? Bezmyślny, twardy kamień, wyrachowane życie bez Boga? Czy może na pierwszy rzut oka niebezpieczne i pełne ryzyka miejsce - ale pewne - bo fundamentem jego jest Bóg? W tym miejscu warto przywołać pewien bardzo znany biblijny przykład. Znamy historię Tobiasza i jego syna Tobiasza juniora. Junior, tu nie będziemy opowiadać całej historii, ale warto po nią sięgnąć - poznaje dzięki opatrzności Bożej swoją przyszłą żonę. Cała historia ta jest urzekająca, ale my skupimy się tylko na jednym z jej fragmentów. Oto Tobiasz dotarłszy do swojej wybranki, aby ją zdobyć t.j. aby ona została jego żoną musi pokonać demona, który jak do tej pory zabijał każdego, kto zbliżał się do Sary. Bez zastanowienia wchodzi na niebezpieczny teren kruchy lód i działa wierząc, że jego sprzymierzeńcem jest sam Bóg. Świadectwem tego niech będzie fragment rozmowy Tobiasza i Sary, którzy przed wejściem w związek małżeński przed wejściem na lód rozmawiają ze sobą w taki oto sposób: Wstań Saro, rzekł Tobiasz - a módlmy się do Boga dziś i jutro i pojutrze, bo przez te trzy noce z Bogiem się złączymy, a po trzeciej nocy wejdziemy w małżeństwo nasze, bośmy synowie świętych i nie możemy łączyć się jak narody, które nie znają Boga. Wstała i ona i zaczęli się modlić i błagać, aby dostąpić ocalenia. Jak wiemy, ryzyko wejścia w związek z Bogiem bardzo się opłaciło.
Chciałbym abyśmy właśnie w tym miejscu naszego pielgrzymowania spojrzeli w nasze serca. Może czujesz się w tej chwili jak Józef zaskoczony dziwną życiową sytuacją. Może chcesz uciec np. od odpowiedzialności albo po prostu się wycofać. Może nie chcesz być naiwny, naiwna. Ale zanim podejmiesz decyzję, która będzie miała swoje konsekwencje dla Ciebie i dla innych, sprawdź czy Twoje życie i to, co się w nim teraz dzieje, nie ma jakiegoś głęboko ukrytego sensu. I może wystarczy jedynie otworzyć serce na Słowo Boże żeby to zrozumieć. To, dlatego Bóg zachęca nas, aby moje i Twoje życie nie było budowane na twardym i zimnym betonie, ale aby było podejmowaniem ryzyka, ale nie jedynie po to, aby się ślizgać po powierzchni, ale by ciągle pamiętać, że pod tym, co się dzieje jest ukryty głęboki sens jak rzeka pod lodem, która jest niebezpieczna, ale niesie życie i gdyby nie jej treść woda nie było by, po czym przejść.
Siostro i bracie, nie bój się wziąć do siebie, tego, co przygotował Ci Bóg.