In English In Italiano Auf Deutsch
Bazylika otwarta codziennie od 6:00 do 19:00
Sekretariat Sanktuarium:
Kancelaria Parafialna:
Sklepik z pamiątkami:
Dom Pielgrzyma:
Restauracja św. Józefa:
62 7 575 822 / 8.00 - 13.00
789 087 043 / 10.00 - 12.00, 16.00 - 18.00
797 630 389 / 10.00 - 16.00
510 733 166 / 8.00 - 21.00
604 844 368 / 12.00 - 16.00
top
/ Home / Więźniowie Dachau

Opr. Tomasz Kępski

Bł. ks. Józef Czempiel
(1883-1942)

Z konfesjonału na męczeńską śmierć

Bł. ks. Józef CzempielKs. Józef Czempiel był przed wojną klerykiem we wrocławskim seminarium i święcenia kapłańskie przyjął w kościele Świętego Krzyża.

Urodził się 21 września 1883 roku w Piekarach Śląskich - Józefce jako pierworodny z sześciorga rodzeństwa. W 1908 roku po ukończeniu Wyższego Seminarium Duchownego we Wrocławiu, w kościele św. Krzyża z rąk kardynała Koppa, otrzymał święcenia kapłańskie.

Śląski Polak

Od wczesnych lat młodości określał się mianem "Śląskiego Polaka". Ta zadeklarowana polskość była powodem niechęci i wrogości wobec bł. Józefa jeszcze w czasach zaborów. Jako działacz plebiscytowy po ostatecznym wytyczeniu granic Między Polską a Niemcami przeniósł się w 1922 r. z Piekar do Hajduk (obecny Chorzów). Jeszcze w czasach studenckich walczył o polskość i prawo do używania języka ojczystego, czemu dał wyraz w rozprawie "Das Recht auf die Muttersprache". Ta działalność miała w przyszłości stać się jednym z powodów jego śmierci.

Apostoł trzeźwości

Już od młodości pociągała ks. Czempiela również działalność na rzecz trzeźwości, w tym postać ks. Jana Kapicy, po którego śmierci od 1930 roku faktycznie przejął odpowiedzialność za Ruch Trzeźwościowy w diecezji. Ks. biskup Ignacy Jeż, który od 1937 roku pracował w parafii prowadzonej przez bł. ks. Czempiela, w konferencji dla kapłanów w Chorzowie 4 IX 1999 r. wspominał o tym jak wielką troską o uzależnionych robotników i ich rodziny odznaczał się ówczesny proboszcz. "Większość ich [uzależnionych] znał - mieli notatkę w kartotece Ťbibť, co znaczyło bibulus, a niektórych przy obchodzie kolędowym polecał nam szczególnej opiece".

Proboszcz żywej parafii

Ks. proboszcz Józef Czempiel dbał o ożywienie wiary swoich parafian między innymi poprzez rożne formy duszpasterstwa. Oprócz lekcji religii i samodzielnie przygotowywanych cykli katechez niedzielnych, błogosławiony ks. Józef sprawował także pieczę nad dziećmi przygotowującymi się do pierwszej Komunii Świętej, Krucjatą Eucharystyczną zbierającą dzieci na cotygodniową adorację, Dzięcięctwem Jezusowym - modlitwa w intencji misji. Praca duszpasterska nie ograniczała się jednak do dzieci. Przy parafii działały również grupy młodzieżowe: Sodalicje Mariańskie Panien i Młodzieńców, oraz Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Żeńskiej i Młodzieży Męskiej, a także skupiające dorosłych Akcja Katolicka i Bractwo Ludzi Starszych. Ks. Józef prowadził tez cykl przygotowań do sakramentu małżeństwa.

Jak wspominają księża, którzy niegdyś współpracowali z ks. Czempielem ta praca "wyraźnie oddziaływała na życie społeczne Hajduk Wielkich jako społeczności bardzo różnorodnej i wcale niejednolitej ani wyznaniowo, ani narodowo, co wymagało od proboszcza bardzo roztropnych działań".

Ks. Czempiel dbał również o inne sfery życia parafii. Przeprowadził w czasie swej kadencji wiele prac remontowych, zorganizował komitet pomocy bezrobotnym, prowadził kino i bibliotekę parafialną, wydawał gazetę, przyczynił się też do wybudowania nowego kościoła dla wciąż rozrastającej się parafii.

Zabrali go wprost z konfesjonału

Od początku roku 1940 rozpoczęły się przesłuchania ks. Czempiela. Dotyczyły głownie Jego propolskiej działalności w minionych latach. 13 kwietnia 1940 r. został aresztowany w ramach fali aresztowań inteligencji. Niemcy zabrali go wprost z konfesjonału. Przewieziono go do Dachau, potem Mauthausen, Gusen, później znowu do Dachau. Współwięźniowie mówili o Nim: "w swej niezłomnej wierze heroicznie i z niezwykłą cierpliwością naśladował swojego Mistrza".

Jadę na śmierć

Najprawdopodobniej 4 maja 1942 roku został przeznaczony do stracenia i zagazowany. Żegnając się z ks. Brzoską powiedział: "Zostańcie z Bogiem, pozdrówcie moich parafian, ja jadę na śmierć jeżeli taka jest wola Boża".

13 czerwca 1999 roku w Warszawie podczas wizyty Jana Pawła II wraz z 107 innymi męczennikami okresu II wojny światowej został uznany błogosławionym. W rodzinnej parafii św. Józefa Robotnika w Piekarach Śląskich jest wspominany 1 maja jako patron rodzin.


Aresztowany w kwietniu 1940 roku proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Chorzowie Batorym (Wielkich Hajdukach) ostatnie dwa lata życia spędził w obozach koncentracyjnych Mauthausen-Gusen i Dachau. Swoistym testamentem duchowym, jaki pozostawił, świadectwem myśli towarzyszących mu podczas ostatnich miesięcy ziemskiego życia są jego listy, jakie wysyłał do siostry Marty (1*). Była mu bliską towarzyszką życia. Przez lata służyła na jego plebani! Jako nieoceniona pomoc domowa. Listy te, których w sumie ks. Czempiel napisał 34, zachowały się w całości. Pisane były w trudnych obozowych warunkach. Ich treść drastycznie kaleczyła cenzura. Krótki czas na pisanie ściśle wyznaczały władze obozowe. Pisane mogły być oczywiście wyłącznie w języku niemieckim. W tej sytuacji można jednak przypuszczać, że ks. Czempiel długo i dokładnie przemyśliwał treść listu, zanim go napisał. W każdym razie trzeba była niezwykłego skupienia, by przekazać najbliższym więcej, aniżeli wynikało to z dopuszczalnych obozowych norm.

W tych warunkach, naznaczonych dodatkowo nieustannym zagrożeniem, wszechobecną wokół śmiercią, powstało autentyczne świadectwo życia tego kapłana, emanujące siłą jego osobowości i wiernością wszystkiemu, co głosił z ambony swojego umiłowanego kościoła parafialnego przez osiemnaście lat. Spojrzenie na te listy to w jakimś sensie spojrzenie na wewnętrzne przeżywanie ostatnich dni ich autora, na jego duchowość, ludzką i kapłańską dojrzałość ujawniającą się w zetknięciu ze skrajnymi wyzwaniami życia. W tych ekstremalnych, nieludzkich warunkach ujawnia się bowiem to, co rzeczywiście było w nim najsilniejsze i obecne do końca. Poza tym wiedział, że listy te to jedyna droga komunikowania się ze światem, który pozostawił w domu i za który do końca czuł się odpowiedzialny. Pisał zatem tylko o tym, co uważał za rzeczywiście najważniejsze, co było w nim najintensywniej obecne. Ostatni list napisał zaledwie na cztery dni przed śmiercią.

Lektura listów ks. Czempiela jest zatem nieocenionym źródłem wiedzy o jego życiu duchowym, a także o jego największych tęsknotach i wierze. To także rodzaj katechezy o cierpieniu i chrześcijańskim poddaniu się Bożej woli, zgodnie z najszlachetniejszymi wzorami dwóch tysięcy lat obecności takiej właśnie postawy. Zwłaszcza, że ten niezwykły człowiek nie pozostawił po sobie żadnej większej spuścizny pisarskiej, oprócz garści artykułów na tematy trzeźwościowe oraz napisanej wraz z ks. Emilem Szramkiem pod pseudonimem Makkabaeus książki Das Ftecht auf Muttersprache im Lichte des Christentums (Oppein 1919).

O potrzebie pogłębionej duchowości życia mówił na ambonie, podczas spotkań z licznymi bractwami i stowarzyszeniami, na zebraniach, wykładach. Nie pisał jednak na ten temat. Tymczasem jego listy, przy ich uważnej lekturze, stanowią wspaniałą namiastkę Wyznań czy też eseju O naśladowaniu Chrystusa, które ks. Czempiel w ten przedziwny sposób symbolicznie napisał.

Pisał 20 kwietnia 1941 roku: "Oby Bóg obdarzył mnie wytrwałością, o którą prosicie dla mnie w modlitwach". Wiedział więc przeżywając obozową codzienność, że także jego najbliżsi dzielą to cierpienie. Bardzo mu ich brakowało. Pisał 15 grudnia 1940 roku, zwracając się do siostry Marty: "Łatwo sobie możesz wyobrazić, jak Ja, po ośmiomiesięcznym pobycie tutaj, coraz bardziej za wami tęsknię. Ale polecam wszystko dobremu Bogu, który mnie dotąd w bezgranicznej dobroci ochraniał". A 9 stycznia 1941 roku: "Myślę tutaj dużo o Was, a zwłaszcza o kochanej Matce, która zapewne, najbardziej się o mnie martwi. Czy Wy radzicie sobie z Waszymi troskami w tych ciężkich czasach, które prędzej czy później miną? Często myślę o moich parafianach, za których nie mogę teraz nawet odprawić Mszy św."

Niezwykła jest ta emanująca tęsknota, której towarzyszy przekonanie o bezgranicznej, ochraniającej dobroci Boga. To właśnie Boża dobroć jest dla ks. Czempiela właśnie tam, w Dachau - paradoksalnie, ale zgodnie z chrześcijańską logiką - tak widoczna, obecna. Tęsknota zatem za Domem ujawnia dobroć Boga, skupia na Bogu myśl. Ze szczególną intensywnością wyczuwa się tę tęsknotę w przepięknych słowach, które pisał późną wiosną i latem 1941 roku (17 maja, 12 lipca i 8 sierpnia): "Włoskie topole, które tutaj widzę codziennie, przypominają mi ogród parafialny w Chorzowie Batorym". Oraz: "W ogrodzie musi być teraz bardzo ładnie. Wracam często myślami do niego". I w końcu: "Często myślałem też o pięknym ogrodzie wokół probostwa, a zwłaszcza, gdy patrzę tutaj na topole włoskie, które są chyba takie duże, jak te w Chorzowie Batorym" (2*).

Drzewa, które przypominały mu przepiękny do dziś "farski" ogród są w listach ks. Czempiela symbolem szczególnym. Są uosobieniem poczucia bezpieczeństwa, tęsknoty za spokojem, zielenią, są symbolem Domu, tych zwłaszcza chwil, podczas których odpoczywał, wchłaniał tak ukochaną przez siebie ciszę, szukał wytchnienia, sił. Ogród szczególnie kochał, tam czuł się bezpieczny, tam był - powtórzmy - jego Dom, który utracił i do którego wracał myślą. Dodajmy, że ogród parafialny znajdował się w niedalekiej odległości od huty "Batory" (Bismarck), która z dwóch stron otaczała kościół i plebanię. Jej kominy i hałas, a także dymy z niedalekiej fabryki chemicznej w sposób szczególny kontrastowały z zielenią ogrodu, jedynego zdrowego i chroniącego ciszę miejsca w okolicy. Te włoskie topole z listów ks. Czempiela są także namiastką ogrodu, którego bardzo w rzeczywistości obozowej brakowało - ogrodu jako azylu, miejsca wytchnienia i pięknej obecności Boga. Rzeczywistość obozowa była takiej wizji wyraźnym zaprzeczeniem. Topole w końcu to dla ks. Czempiela widomy dowód, że nawet w tak trudnej rzeczywistości Bóg daje znaki pozwalające rozpoznać Jego obecność wszędzie tam, gdzie jest pięknie i tam, gdzie wydaje się na pierwszy rzut oka, że Boga nie ma, gdzie za wszelką cenę - choć bezskutecznie - próbuje się go wyrwać z ludzkich serc.

Listy ks. Czempiela pozwalają także na spostrzeżenie, że ten szczególny czas, który nastał dla niego, Jego rodziny i parafian wymaga jego zdaniem przede wszystkim modlitwy. To istotne znamię nie tylko ostatniego etapu życia proboszcza. Całe ono było nią przeniknięte. Aż nadto wiele mamy tego świadectw (3*). Tu Jednak dopiero okazało się, jak prawdziwe było w nim to przekonanie i jak obecne do samego końca. Pisał 8 sierpnia 1941 roku: "Wierzę, że modląc się za mnie, czynicie to, co jest w największym stopniu właściwe i wartościowe. Za to Wam dziękuję i o co Was nadal proszę, gdyż to co przeżywam, jest i pozostanie czasem próby, także teraz, gdy się już dużo na lepsze zmieniło". A 25 stycznia 1942 roku: "Módlcie się za mnie, aby dobry Bóg nadal mnie wspomagał". Nigdzie indziej nie szukał zatem pomocy i wsparcia, jak jedynie w Bogu. Tą modlitwą żył do ostatnich dni. Ona go krzepiła, ona stała się siłą, która nie pozwoliła mu utracić wiary. 24 stycznia 1941 z wyczuwalną radością oznajmiał: "Od 22.1.1941r. mamy w obozie w Dachau kaplicę, którą w tym celu specjalnie zbudowano. Każdego dnia odbywa się tutaj Msza św., w czasie której my - pozostali kapłani - przystępujemy do komunii św.". A w lutym 1942 roku przyznawał wprost: "(...) jest dla mnie największą pociechą świadomość, że Wy się za mnie modlicie i ofiarujecie Mszę św."

Modlitwa przypominała mu także Dom, rodzinną parafię, to, co stanowiło treść jego życia i do czego teraz także tęsknił. Z Dachau 3 maja 1941 roku pisał: "Cieszymy się, że możemy poświęcić ten miesiąc Matce Boskiej, podczas którego odprawiamy codziennie nabożeństwo majowe". A rok później 1 maja 1942 roku: "Módlcie się za mnie, ja także Was Bogu co dzień polecam; szczególnie myślcie o mnie podczas pięknego nabożeństwa majowego". Modlitwa była treścią jego życia. Przypominali o tym także ci, którzy znali ks. Czempiela (4*).

Bardzo wyjątkowe miejsce w jego myślach, w jego przeżywaniu obozu miało wspomnienie matki. Był z nią związany najściślej. Ona także mieszkała z nim na probostwie. Służyła radą, pomocą, na co dzień niewidoczną obecnością. To właśnie ona miała największy wpływ na jego wychowanie. Ojciec zatroskany o dom i wielodzietną rodzinę (Józef miał pięcioro rodzeństwa) często przecież był nieobecny (5*). Teraz w warunkach obozu koncentracyjnego, u schyłku życia dobroczynny wpływ matki na jego życie ujawniał się w całej swojej sile. Z Mauthausen-Gusen pisał 14 września 1940 roku: "Pozdrów szczególnie Matkę, która chyba najwięcej się o mnie martwi. Powiedzcie Jej, że ja dla niej i dla wszystkich, a zwłaszcza dla parafian robię to, co mogę. Niech Wam Bóg błogosławi". Z Dachau 29 czerwca 1941 roku natomiast pisał: "Cieszę się bardzo, że moja kochana Matka jest rześka i zdrowa; w czasie każdej Mszy św. tj. codziennie myślę o Niej i o Was kochane i dobre dusze, które modlicie się za mnie w Chorzowie Batorym lub gdziekolwiek indziej. Tylko tak mogę sobie wyjaśnić, że dobry Bóg powiedziałbym, w cudowny sposób mnie prowadzi i ochrania". A 6 września: "Kochanej matce chciałbym już dzisiaj podziękować za wspaniały podarunek imieninowy, tj. za Mszę św. Jak pocieszający jest dla mnie fakt, że mam Matkę, która zawsze z dala myśli o swoim synu". I jeszcze fragment z 6 listopada: "Kochaną Matkę pozdrów najserdeczniej, nie powinna się martwić, a zaufać Bogu, tak jak ja" (6*).

Jego kapłańska miłość do matki szła w parze z sercem, jakie potrafił dawać dzieciom. Także w listach obozowych wzrusza to jego serdeczne wyznanie. Z Dachau pisał 22 marca 1941 roku: "Pozdrów ode mnie dzieci z parafii, które się mną interesują i powiedz im, że się za nie i za wszystkich parafian żarliwie modlę". Podobne słowa jego siostra wyczytała z listu napisanego 17 maja: "Na koniec proszę serdecznie pozdrowić wszystkie dzieci w parafii, które się o mnie dopytują; każdego dnia myślę o nich oraz o Was we Mszy św.". Miłość do matki i do dzieci w parafii ujawniająca się tak zdecydowanie w obozowych listach ks. Czempiela to także potwierdzenie prawdy o tym, co było jedną z najważniejszych idei Jego duszpasterstwa. Była nią troska o rodzinę i szkołę, o wychowanie. Tym wartościom poświęcił najwięcej swoich duszpasterskich sił (7*).

To jednak, co tak szczególnie zadziwia i fascynuje, to odnajdywane w listach ziarna jego egzystencjalnych przemyśleń, bardzo dojrzałych i świadczących o głębokiej wierze. Pisał 25 lipca 1941 roku; "Z twojego listu wyróżniam dziś Jeszcze jedno zdanie: }Twój wpływ nie był chyba nigdy tak błogosławiony jak obecnie{. - Rzeczywiście, obecne życie jest dla mnie szkołą, a specjalne znaczenie ma dla mnie Kościół i społeczeństwo, to się Jeszcze ukaże w przyszłości, jeżeli Bóg tak zechce".

A więc Kościół rozumiany także Jako Lud Boży to wartość o "specjalnym znaczeniu" w Jego życiu do samego końca. Ks. Czempiel zdaje się w tych słowach dawać świadectwo postawie, w której jakoby właśnie teraz ujawniało się, że wszystko to, czemu poświęcił życie, tyle lat pracy tutaj okazuje się być potwierdzonym. "(...) to się jeszcze ukaże w przyszłości". Czy w zdaniu tym nie powiedział, że wie, iż za Kościół właśnie i wiarę, i tych ludzi, którym "wyjaśniał pisma" przyjdzie mu teraz umierać. Dać świadectwo? Wszak pisał 17 kwietnia 1942 roku na nieco ponad dwa tygodnie przed śmiercią: "Zdobyłem się na przekonanie, że dokonuje się na mnie nic innego jak wola Boża i dlatego nie mogę Mu za to nie być dostatecznie wdzięczny. Także mój los w przyszłości zależy zupełnie i całkowicie od Niego".

To ważna i dojrzała deklaracja kapłana, który osadzony w obozie koncentracyjnym wyznaje, że nie opuszcza go świadomość dokonywania się na nim Bożej woli, ale także - co być może jeszcze ważniejsze - jest Bogu za to wdzięczny. Wdzięczność za wszystko, także za doświadczenie bólu i tęsknoty, cierpienia, próby. Oto pełnia życia tego kapłana, oto on u schyłku drogi, oto jego przesłanie zamknięte w krótkim liście, przedostatnim tekście, jaki napisał w życiu.

Jak już wspomniałem, ks. Józef Czempiel nie pozostawił po sobie wielu pism. Właściwie dysponujemy zaledwie garścią artykułów poświęconych głównie zagadnieniom trzeźwości, tekstem przemówienia, jakie wygłosił podczas powitania polskich wojsk w 1922 roku w Hajdukach (Bismarckhutte) (8*) i wspomnianym Das Recht... Nie zachowała się na piśmie także żadna jego homilia. Dlatego tym bardziej jego obozowe listy stanowią tak ważne świadectwo życia. W przeciwieństwie do tekstów przygotowywanych do druku czy wygłoszenia na ambonie, te intymne listy pisane w obliczu śmierci stanowią źródło radykalnie osobiste. Ani w intencjach ich Autora, ani w zasięgu Jego możliwości nie leżało ich stylizowanie, kreowanie. Tu nie ma niczego na pokaz, tu nie ma niczego, co wzbudzałoby Jakąkolwiek nieufność. To po prostu wyznanie składane Bogu i bliskim w ostatniej minucie życia. I dlatego tak ważne, wręcz bezcenne.

Na koniec jeszcze jeden fragment. Ma wyjątkową siłę. Jest w nim zamknięta tęsknota za rzeczywistością, która w zwyczajnym życiu zdaje się być tak oczywista, normalna i niezagrożona, że niejednokrotnie - będąc zawsze w zasięgu ręku - jest nieomalże niezauważana, a tym samym lekceważona. Ten fragment stanowi jednak przypomnienie, że zdarzać się mogą takie sytuacje, kiedy to, co najprostsze, najbardziej oczywiste, powszechne staje się źródłem najbardziej nieugaszonej tęsknoty, tak ogromnej, że dopiero jej siła pozwala rozpoznać to, co w życiu było najpiękniejsze. Jest w tym zdaniu także odpowiedź na wszystkie trudne pytania człowieka, który nie potrafi zrozumieć, dlaczego przytrafia mu się coś, czego nie chce i co z tym "niechcianym" począć. Odpowiedź trudna, ale także jedyna, jaką znamy.

Pisał ks. Józef Czempiel 13 grudnia 1941 roku z Dachau: "Jak chętnie chciałbym z Wami w czasie wigilii pośpiewać kolędy, w moim ukochanym kościele parafialnym odprawić Mszę św., a moim kochanym parafianom udzielić błogosławieństwa w czasie bożonarodzeniowej kolędy. Ale Bóg postanowił inaczej, niech się stanie Jego wola".